polskie centrum bizarro

Ej, ale co to właściwie „bizarro”?

In Artykuły i felietony o BIZARRO, Różne, różniste on 7 września, 2012 at 6:00 am

Niedobre literki, jakby nie patrzeć, działają już trochę czasu i sporo znaków przewinęło się przez nasze posty. Jest to też działalność owocna. Wylaliśmy na was wiadra ekskrementów, oceany krwi i flaków, pokazaliśmy wam mnóstwo perwersyjnych obrazków oraz uraczyliśmy was historiami o których wcześniej na polskim rynku literackim się nikomu nie śniło (chyba, że ktoś ma wyjątkowo wydziwaczone koszmary). Ale jednego, ważnego pytania na naszych łamach nie postawiliśmy.

O co w tym wszystkim chodzi?

Prawda, po naszej wzmożonej działalności macie pewnie jakąś ideę czym jest bizarro fiction i czego się po nim spodziewać. Taką mamy przynajmniej nadzieję. Lecz bizarro to gatunek na tyle „luźny” jeśli chodzi o treść, na tyle różnorodny, że można mieć wątpliwości gdzie się zaczyna, a gdzie się kończy. Co czyni dany tekst przedstawicielem bizarro fiction?

h

Ej, ale co to właściwie jest „bizarro”?

h

Bo bez definicji człowiek może się pogubić. Przyznajcie, może przemknęła wam myśl, że bizarro polega właściwie na pisaniu tego, co ślina na język, pardon, wena na kartkę przyniesie – byle byłoby niedorzeczne i odpowiednio wydziwaczone. Takich błędnych koncepcji może być więcej (na przykład, że bizarro to wiadra ekskrementów oraz oceany krwi i flaków – pamiętajcie, co złego to nie my :D). Wiąże się to z tym, że granice naszego ulubionego gatunku bardzo ciężko nakreślić. No bo jak upchnąć w jedną kategorię mroczny horror z elementami groteski czy absurdu, opowieść o miłości w stylu japońskiej animacji fantasy, wulgarną i szaloną parodię jakiegoś filmu czy kompletnie odjechaną historię miłości ogórka i naleśnika? Ano właśnie. Ciężko.

Prób zdefiniowania bizarro było już wiele, podobnie jak manifestów gatunku. Jedne są bardziej „kanoniczne”, jeśli w tak luźnym i otwartym ruchu można powiedzieć o kanonie, inne to wolna amerykanka tych, którzy gatunkiem się interesują bądź go uprawiają – coś takiego proponujemy wam zresztą i my w zakładce O projekcie. Lecz najkonkretniejszą jak na razie definicję proponują amerykańscy twórcy – w formie zgrabnej wyliczanki udostępnionej między innymi na Bizarro Central czy blogu Carltona Mellicka III. Którą to, dla waszej wygody i żeby położyć fundamenty pod dyskusję, przytaczamy poniżej w polskim tłumaczeniu:

1.  Bizarro, najprościej to ujmując, jest gatunkiem dziwności.

2. Bizarro jest literackim odpowiednikiem sekcji „kultowe” w sklepie z filmami wideo.

3. Podobnie jak kino kultowe, bizarro jest czasem surrealistyczne, czasem awangardowe, czasem zwariowane, czasem krwawe, czasem ocierające się o pornografię i niemalże zawsze kompletnie oderwane od rzeczywistości.

4. Bizarro dąży nie tylko do bycia dziwną, ale też fascynującą, skłaniającą do przemyśleń i, ponad wszystko, zabawną lekturą.

5. Bizarro zazwyczaj zawiera pewną kreskówkową logikę, kreującą, w przypadku zastosowania wobec realnego świata, niestabilne uniwersum w którym dziwaczne staje się normą, a absurdy przyoblekają się w ciało.

6. Bizarro zostało stworzone przez grupkę małych wydawnictw w odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie na (dobrą) dziwaczną literaturę i coraz większy odsetek autorów w niej się specjalizujących.

7. Bizarro jest jak:

– Franz Kafka spotykający Johna Watersa,

– Doktor Seuss świata postapokaliptycznego,

– Takashi Miike spotykający Williama S. Burroughsa,

Alicja w Krainie Czarów dla dorosłych,

– japońska animacja wyreżyserowana przez Davida Lyncha.

h

***

h

Okej, może zastanawiacie się, czemu właśnie teraz podjęliśmy temat natury bizarro fiction. Spokojnie, nie złapała nas jesienna deprecha każąca szukać sensu naszej twórczości, nie uważamy też, że naszym czytelnikom trzeba wyjaśniać usilnie i łopatologicznie o co kamon. Ale uznajemy, że powyższa definicja, choć najlepsza i najcelniejsza, niekoniecznie zamyka temat istoty i cech gatunkowych bizarro. A jeśli tak, to warto temu zagadnieniu przyjrzeć się bliżej.

Dlatego, począwszy od następnego postu, przeistoczymy się na pewien czas w teoretyków bizarro i będziemy starali się ciekawie oraz intelektualnie poszukiwać odpowiedzi na pytanie: czym tak naprawdę jest bizarro? Z pomocą zacnych gości… ale na razie o tym cichosza 😛 . Powyższą definicję potraktujmy za to jako introdukcję nowego cyklu specjalnego oraz przyczynek do dyskusji, zapraszając was, drodzy bizarrofile, do podjęcia tematu w komentarzach. Bo przecież bizarro dla każdego i każdej z was ma na pewno inny smak!

Za udostępnienie materiału serdecznie dziękujemy redakcji Bizarro Central – many thanks!

h
h
h
  1. No właśnie, też się nad tym zastanawiałem 😉

  2. Nie wiem czy jest sens definiować bizarro. Każdy czytelnik/widz podświadomie wie cóż to takiego (choć dla każdego pewnie coś innego). A z definiowaniem wszystkiego i rozdrabnianiem różnych gatunków na podgatunki mam problem (choć wiadomo,że to taka ludzka potrzeba sklasyfikowania otaczającej rzeczywistości). O Bizarro zaczęło się mówić przecież dopiero od jakichś 20 lat max, a tak naprawdę historie, które można określić tym mianem pewnie powstawały od bardzo dawna. Coby podać przykład to w moim rozumieniu gatunku wiele historii jakie mogłyby mieć tą metkę napisał między innymi tak „mainstreamowy” pisarz jak Stephen KIng i to zanim Carlton Mellick III pojawił się na świecie;)

  3. Ja właściwie też do końca nie wiem. Ten nurt zdaje się być intuicyjnie wyczuwany przez sympatyków, jako WŁAŚNIE TEN nurt. Malkaviańsko-maruderski, dyskordiańsko-chaotycki et cetera. Gdybym miała znaleźć jedną rzecz wspólną dla bizarro-tworów, które dotychczas przyswoiłam, rzekłabym, iż jest to jakaś ważka i wcale nie głupia idea. Jakaś puenta, czasem głęboko ukryta pod nawałem absurdu, a czasem widoczna jak na dłoni. O!

  4. A „niegłupia” powinnam była napisać razem. Sorki. 😉

  5. A ja mam definicje głęboko gdzieś… Bo albo jesteś bizarro, albo nie. Po kiego pyrta to definiować, skoro to się czuje? ^^

  6. Bizarro jest niemożliwe do precyzyjnego zdefiniowania i zgadzam się, że łatwiej jest to „wyczuć” niż opisać 🙂 Ale takie teksty jak powyższa wyliczanka Carltona uważam za przydatne – bo są dobre dla kogoś, kto nigdy nie słyszał o tym gatunku, a chciałby coś wiedzieć, zanim kupi książkę, czy sam zacznie pisać własne dziwactwa 😉

  7. Poza tym takie teksty są fajne jako zaczyn dyskusji 😉

  8. Ano właśnie. Dyskutować zawsze można. Może w procesie narodzi się coś przełomowego ;-).

  9. Dobra, przyznaję – wyliczanka dobra jest. Z drugiej strony – jeśli ktoś nie wie, kim (czym) jest Kafka (na ten przykład), nie pisząc o kolejnych postaciach, i tak nic nie zrozumie. Lepiej przeczytać Orlewskiego – bo nic nie kosztuje (a nie jak np. kazczyrczjr :P) – i wwąchać się w ten swądek…
    😛
    Pozdrawiam!
    W tym Kazimierza 😛

    • I tutaj bardzo przepraszam Kazimierza – przekręciłem podpis… kazkyrczjr – tak powinno być i tak jest. Jeśli się da – proszę o edycję i poprawienie. Wybacz.

  10. Spoko, podpis to pikuś… Tak czy owak, już jutro zacznie się zmasowany atak teorii – tylko dla twardzieli 😉

Dodaj odpowiedź do Zeter Anuluj pisanie odpowiedzi