polskie centrum bizarro

Z polecenia Paskuda (I): grzybki po meksykańsku i ukrzyżowane psy

In Recenzje książek i publikacji BIZARRO on 21 marca, 2024 at 6:00 am

reckaCzasem Paskud sięga do szuflad, gdzie poupychał książki, bo musi coś na gwałt pożreć.

Czasem Paskud zachodzi do antykwariatu, by poniuchać Franza pod Kafką.

Czasem Paskud przeczesuje nawet Interneta w poszukiwaniu nowych, bizarrowych doznań.

No a Paskud jak to Paskud, rzadko kiedy się myli, jeśli chodzi o protoneosurrealistyczne polecajki.

Dziś pierwsza edycja takowych — rzeczy, które, gdy powstawały, nie istniało bizarro fiction per se, ale istniało najwyraźniej głęboko w ludzkich sercach; i w kałamarzach pisarzy.



„Grzybojad”

Sergio Galindo

grzy„Grzybojad” to nowelka meksykańskiego autora Sergio Galindo, która w wydaniu z serii Fantastyka i Groza zajmuje jakieś 60 stron z posłowiem. Czy warto pochylić się nad takim drobiażdżkiem?

Osobiście to dziełko kojarzy mi się z mniej przegadaną wersją „Stu lat samotności”, bez wielkich przeskoków między pokoleniami – po prostu: mieszkająca w hacjendzie rodzina, do której życia wkracza nagle znaleziony przez ojca na polowaniu tajemniczy chłopiec, Gaspar: element czarodziejski oraz destrukcyjny. Ale czy destrukcja nie istniała w nich samych od początku? Toć i rodzina normalna nie jest. Ojciec hoduje jaguara-ludojada o imieniu Toy, matka każdego dnia przygotowuje sobie przed toaletką nową koafiurę, na stałe zaś w obejściu zatrudnia się grzybojadów: osoby, które pożerają wykwitające jak nomen omen grzyby po deszczu trujące muchomory. Najczęściej są to ludzie starsi i schorowani. Współcześnie może się to skojarzyć z poświęceniem Japończyków sprzątających okolice Fukushimy. Czy Galindo myślał już wtedy o grzybie atomowym?

Tak czy inaczej, w powietrzu wisi tragedia i znajduje ona swą kulminację, gdy córka rodu Emma zakochuje się w Gasparze. Co z tego wyniknie? Nie zdradzam, by nie zepsuć zabawy!

Trudność klasyfikacji utworu doprowadziła do opisywania go jako baśniowo-fantastyczny, lecz na czasy obecne idealnie wpisuje się w inteligentne, podszyte realizmem magicznym bizarro.

Zdecydowanie warto.



„Wesele Stu Tysięcy Barbarzyńców”

Altino do Tojal

1efe0b1bac0b136361f62a7f5c0fbef2Zmieścić na osiemdziesięciu paru stronicach historię ludzkości i psowatości to dokonanie wielkie, ale udało się to Altino do Tojalowi, Portugalczykowi, w niedługim „Weselu stu tysięcy barbarzyńców”.

Spłodzony w ruinach Pompejów szaleniec Cajus Papirus Sarcasticus wznosi we współczesnych czasach Rzym. Rzym nowy, Rzym wspaniały, do którego tłumami ciągną ludzie, by żyć jak dawniej, bez problemów cywilizacji, jako starożytni Rzymianie. Jest jeden kłopot. Rzym nie ma czego podbijać, z kim bojować, bo i barbarzyńców brak. Okrutny Figulus podejmuje przeto walkę z psami w imię cezara. I wybija je niemal wszystkie. Dlatego gdy łapie ostatniego z nich, nadaje mu imię Stu Tysięcy Barbarzyńców, wyryte na hełmie z ludzkiej czaszki, i planuje symbolicznie ukrzyżować te „hordy dzikusów”. Męka i udręka psa będzie długa, jednak przetrwa i to. Powieszony, bez jednego oka (echo Odyna?) pomknie w noc za Luną, boginią księżyca, która obieca mu piękną białą suczkę. Ale czy może ufać zdradliwej poświacie niebios?

Świat oglądany z perspektywy psa to oczywiście dziwność sama w sobie. Jednak za włączeniem tej historii do kanonu bizarro przemawia również otoczka: wariaci żyjący poza swoim czasem, poetycko-melancholijne rozterki Stu Tysięcy Barbarzyńców, jego droga ku wolności i ostateczny triumf (by nie zdradzić za dużo) ery kosmicznej nad materią psią; o jakże ironiczny. Bo najdziwniejsi na Ziemi są ludzie i robią oni przecudaczne rzeczy.

Jedna z lepszych historii o psach – i piszę to jako zagorzały fan „Zewu krwi” Londona.

Nie każdemu przypadnie do gustu, ale ci, którzy lubią wyłamywać schematy, pokochają biednego kundelka… a tym bardziej jego najlepszego kumpla, Siedmioniucha, bo również o miłości i przyjaźni znajdzie się tu parę cennych refleksji.

ꓘOЯИЭ⅃

Dodaj komentarz