Takie nam czasy nastały, że człowiek chce czasem fuknąć: „Amatorszczyzna!„. Szczególnie kiedy spogląda na nieŁADne, nieskŁADne poczynania święto**bliwie nam panującego nie-rządu. Czasem jednak zdarza się tak, że bycie amatorem w najprzeróżniejszych dziedzinach to przydatna i pożądana umiejętność.
Dziś zatem w rolach głównych wystąpią niesamowity amator Mario oraz, jakżeby inaczej, Alice. Alice wyciągnięta z waliz. Odkryjcie tajemnicę Wielkiego Dzbana wraz z bohaterami tej zacnej bizarrodysei Dawida Dyrcza. Hej!
„Walizkowa Alice, niesamowity amator Mario i tajemnica Wielkiego Dzbana” by Dawid Dyrcz
– 1 –
Alice leżała na łóżku, wyrzucając z siebie morze łez i zalewając tym samym mieszkającego nad nią sąsiada. Ostatnio często płakała, zbyt często, dosyć często, ale często. Łezka za łezką unosiła się w górę, osiadając na alabastrowym suficie. Kreowały oblicza odległych miejsc, znanych z wieczornych opowieści na dobranoc mamusi i tatusia. Twarzowe wymiary, które teraz uśmiechały się i wabiły urokiem, przemawiały do niej drzewnymi słojami, morskimi głębinami, górskimi dolinami. W końcu zlały się ze sobą, tworząc olbrzymi wir wodny, który wchłonął część sufitu. Przez tę łzawą topiel wpadł do niej siedzący na krześle, trzymający filiżankę z gorącą herbatą, sąsiad Paweł. Dobrze go znała z widzenia. Miał duże, oklapnięte uszy i skakał obunóż po kilka schodów na raz, przez co ten i ów brał go czasami za królika. Ostatecznie sprawę wyjaśnili dzielnicowy z weterynarzem, którzy po wylegitymowaniu, rewizji osobistej, a także wykonaniu testu na marchewkę jednogłośnie potwierdzili, że Paweł w sześćdziesięciu dziewięciu procentach jest człowiekiem.
– O, cześć, sąsiadko! Ach, więc leżysz sobie i zalewasz smutek łzami. Co powiesz na herbatkę na pocieszenie? – zapytał niespodziewany gość, wysuwając do niej rękę z nadgryzioną króliczymi zębami filiżanką.
– Nie, dziękuję. Dopiero druga w nocy, nie podpijam – odpowiedziała piskliwym głosem dobitnie świadczącym o jej dziewictwie. – Jestem na diecie.
– Bez obaw, no weź. Odchudzająca; cukier już wcześniej wyjadłem, od razu po zaparzeniu – kusił, sunąc językiem po krawędziach.
– Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę z twojej wpadki. Potrzebuję odgórnej porady. – Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
– W sumie to sama mnie ściągnęłaś. – Zmarszczył po króliczemu nos. – Powiedz zatem, o co chodzi?
– Zakochałam się. Myślałam, że z wzajemnością, ale… – otarła kolejne łezki, które tym razem zgarnęła do buzi i szybko połknęła, aby się nie odwodnić – chyba dał mi kosza.
– A to łajdak. Wręczył ci go osobiście, czy anonimowo zostawił pod drzwiami z życzliwym donosem na samego siebie? Pytam, bo jestem zatwardziałym, niezdecydowanym, kawalerem-prawiczkiem z ciągotkami biseksualnymi i nieszczególnie znam się na tych sprawach. Niemniej chętnie posłucham o twoim pierwszym razie, jeśli w ogóle go przeżyłaś, a jak nie, to pewnie któraś z koleżanek zwierzyła ci się kiedyś w sekretnym sekrecie, co? No powiedz, jak to się odbyło? Tylko ze szczegółami, abym zobrazował to sobie, gdy będę już leżał pod kołderką, z rękoma schowanymi w majtkach.
– Nic nie rozumiesz. Jako dziewica nie koleguję się z rozwiązłymi dziewkami. Zawstydzasz mnie. – Okręciła czarny loczek wokół palca. – Więc od początku. Usiądź wygodnie na spadniętym krześle, to będzie długa historia. Nie dalej jak parę dni temu, jak zwykle wieczorem, wyłączyłam w pokoju światło. I wyobraź sobie, że w domu naprzeciwko, ktoś wyłączył lampy równocześnie ze mną. Bardzo się zaciekawiłam, zaintrygowałam niesamowicie. Widzisz, bo ja często dzwonię do wróżek, czytam horoskopy, posiadam karty tarota i wierzę w przeznaczenie. Szybko pstryknęłam światło – on uczynił to samo. I tak kilkadziesiąt razy. Zestrajał się ze mną. Zaczęliśmy migać do siebie alfabetem Morse’a. Najpierw same sylaby. Jakaż frajda! Aż poczułam motyle w brzuchu. Nie pomyśl sobie, że jestem łatwą dziewczyną, ale dosyć prędko przeszliśmy do czytania poważniejszych książek. Ten słodziak znał nawet „Anię z Zielonego Wzgórza” i bajkę o śwince Pooyan.
– Dobrze, ale skąd założenie, że mówimy o mężczyźnie i że dał ci kosza? Miał motyw? – zainteresował się Paweł, który od czasu marchewkowego testu z podnieceniem zaczytywał się w kryminałach o twardych gliniarzach i detektywach-weterynarzach, a do tego marynarzach.
– Po cieniu; od razu mi się spodobał. Piękny, czarujący, falujący na ścianie, taki rozumiesz… szalenie męski i uroczy. Zakochałam się w nim od pierwszego spojrzenia. Poznałabym go wszędzie. Niestety, gdy zebrałam w sobie odwagę, aby zaproponować randkę, w jego mieszkaniu zgasły światła i do dzisiaj nic się nie zmieniło. Na bank zniechęciłam go eko-ledowymi żarówkami o ultrachłodnej barwie! On mnie już nie kocha… – Kolejne łezki skonsumowała równie skwapliwie jak poprzednie.
– Pojmuję, do czego zmierzasz, ja was dobrze znam. Wszystkie myślicie o jednym – trajkotał, pryskając wokół śliną. Starał się przy tym dojrzeć jak najwięcej przez prześwitującą białą koszulę, pod którą Alice nie nosiła biustonosza. Dwie rodzynkowe szpice wyraźnie zaznaczały szczyty. – Niestety, nie pomogę, jestem zbyt nieśmiały w tych sprawach. Może sąsiad z dołu nie śpi. Poproś go o rozdziewiczenie, dla mnie to za dużo. Spadam.
Pożegnał się, grzecznie zabierając ze sobą filiżankę oraz krzesło i wyszedł przez okno, spadając w górę wprost do swojego mieszkania. Po chwili Alice zauważyła, że zatkał ręcznikiem dziurę, a także usłyszała szuranie przesuwanego materaca. Nie umknął jej uwadze również mały otworek z widocznym różowo-czerwonym okiem i przez parę sekund (nie więcej niż dziewięć), odgłos jakby klaskania zakończony westchnieniem. Najwyraźniej sąsiad ostro jej kibicował. Czytaj resztę wpisu »