Jeśli macie dość wiadomości i szarej rzeczywistości, to dobrze się składa. Dziś bowiem Dariusz Bednarczyk przynosi Wam garść szortów, które równie dobrze mogą uchodzić za krótkie notki medialne z alternatywnej rzeczywistości. Nie jest też wykluczone, że niektórzy bywalcy Paskudnego Dworu stworzyli swoimi nietuzinkowymi osobowościami pewien rodzaj wyłomu w materii czasoprzestrzeni i – istotnie – przekazują nam za pośrednictwem tego oto medium autentyczne relacje z innych światów! Wszak nie takie rzeczy już się działy, czyż nie? A jeśli nawet nie, to przecież mogłyby się zdarzyć, prawda? Dlatego czytajcie i radujcie się, że to nie u nas, a gdzieś tam, w odległej galaktyce, pięć mgławic na lewo od nas, nieco po przekątnej.
Dziki ogier
„Szalony Kuń” 2004, nr 5, s. 1
Tego dnia skromny hodowca pan Zygmunt zajechał do stadniny celem pokrycia klaczy. Były rasowe. Właśnie ujeżdżał jedną, drugą zaś utrzymywał. Wtem z mijanego pastwiska wypadł ogromny, zwykle pracujący przy zrywce drewna, ogier. Ten ważący bez mała tonę, prymitywny potwór górował masą nieokiełznanego ciała nad panem Zygmuntem. Strącił go kopytem, po czym przeraźliwie rżąc z okrutnego podniecenia, wspiął się na dopiero co ujeżdżaną samicę, aby ją bezzwłocznie pokryć. To samo uczynił wobec drugiej, tej utrzymanki. W swych działaniach samiec okazał się tak brutalny, iż wątłe klacze zaczęły krwawić. Przerażony Pan Zygmunt zdołał wprawdzie czmychnąć, lecz rozszalały potwór wpadł za nim do stajni. Czyżby feromony? Całe szczęście na posterunku znaleźli się pracownicy najemni.
Był to tzw. dziki ogier, czyli pozbawiony prawa do krycia. W związku z tym jego pastwisko winno być otoczone wzmocnionym murem mającym okiełznać ogromne, bo niezaspokojone, napięcia seksualne umięśnionego samca. Nieszczęsne klacze, podobnie jak pana Zygmunta, musiano poddać leczeniu. Sąd nakazał wypłatę niewynagradzającego rozmiarów strat odszkodowania, jurny ogier zaś najprawdopodobniej zmienił pastwisko. W dalszym ciągu bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie: Panie Premierze, jak żyć bez prawa do krycia?
Gdzie jest smoczy pociąg?
Ti Rex 14.01.2019
Cały kraj ogarnęła istna gorączka złota. Na Ziemię Wałbrzyską masowo zjeżdżają poszukiwacze skarbów oraz łowcy sensacji. Wszystko za sprawą zeznań nieżyjącego już „Aligatora”, które wyciekły z prokuratury do prasy. Podobno „Aligator”, skazany na 18 lat za udział w Napadzie Stulecia, poszedł na współpracę i w zamian za skrócenie wyroku tudzież nową tożsamość, wskazał miejsce ukrycia 104 wagonów wypełnionych ponoć nie tylko czarnym złotem, lecz i znacznie cenniejszymi kopalinami. Zarząd Koksowni „Victoria”, adresata feralnego składu, nabrał wody w usta. Prawdopodobnie skruszony „Aligator” zgodził się sypnąć także wspólników; niestety, pomimo osobnej celi, ktoś zatkał mu sikawę. Wydaje się, iż mogło dojść do współpracy przestępców z kimś z wewnątrz, albowiem na terenie zakładu karnego znaleziono tajny składzik materiału opałowego. Zawartość w postaci węgla brunatnego wskazuje na słabo opłacanych strażników, ponieważ na wyższych szczeblach preferowany jest raczej antracyt.
Tabloidy spekulują, iż za usunięciem „Aligatora” może kryć się szara eminencja smoczego światka przestępczego, bliżej znana pod złowrogą ksywką „Mutant”. W powyższej sprawie z oficjalnym pismem na ręce Ministra Sprawiedliwości zwrócił się znany lobbysta Bajduła.
Pomimo stanowczego dementi odnośnych władz, wciąż trwa szalone rozkopywanie torowisk. Służba Ochrony Kolei wydaje się bezradna. Wojewoda rozważa ogłoszenie stanu klęski żywiołowej.
Czy będzie wojna?
„CHaGeWu” # 82
Ostatnia sobota z pewnością na długo zapadnie nam w pamięci. Kiedy rozeszła się informacja o postawionym ultimatum, w kraju zapanowała panika. Na próżno najwyższe czynniki rządowe apelowały w mass mediach o spokój, przypominając, iż obecnie takie formy jak ultimatum należą do nie mających pokrycia w rzeczywistości anachronizmów. Zagrożenie konfliktem skupiło całą uwagę opinii publicznej. Telefony dosłownie się urywały, a sieć padła. W naszej redakcji nie odbyło się kolegium redakcyjne, ponieważ czytelnicy wciąż domagali się wyjaśnień. Na ulicach, placach, dosłownie wszędzie zbierały się grupy gorączkowo dyskutujących ludzi. Wzrosła wzajemna agresja i pogarda. Doszło do przepychanek na stacjach paliwowo-doładowywujących. Zapobiegliwi natychmiast rzucili się do sklepów, wykupując co popadnie. Poszły z dymem pierwsze supermarkety. Celem zapobieżenia dalszym zamieszkom na ulice wyjechały wzmocnione patrole żandarmerii polowej.
Obecnie nastroje trochę opadły. Jesteśmy już po pierwszych nalotach.