polskie centrum bizarro

Posts Tagged ‘rafał kuleta’

„Wolne miejsca” by Rafał Kuleta

In Opowiadania on 13 marca, 2024 at 6:00 am

Podróż komunikacją miejską nie należy do najłatwiejszych. Powyższy fakt potwierdzi każdy, kto choć raz miał okazję odklejać policzek od szyby w następstwie gwałtownego hamowania, albo wstrzymywać oddech przez czterdzieści minut, aby uniknąć zachłyśnięcia się niebezpieczną, podpachową substancją.

W czepku urodzony ten, kto w gąszczu lepkich poręczy i luźnych uchwytów odnajdzie wolne miejsce. A jeśli chcielibyście spojrzeć na przegubowy środek transportu z innej perspektywy i dowiedzieć się, czym dla miejsca jest owa wolność, to koniecznie przeczytajcie drabble Rafała Kulety.



Wolne miejsca

Wolne miejsca

Godzina czwarta rano. Idę zaspany na przystanek. Rozglądam się jeszcze sennie. To mi się na pewno śni, w okolicy ani żywego ducha, a ja zawsze widzę martwe duchy.

Na pusty przystanek podjeżdża pusty autobus. Porusza się powoli, majestatycznie. Wciąż nie dowierzam. O tej godzinie pusty przystanek i pusty autobus? To niemożliwe. Zawsze czeka mnóstwo ludzi, a autobus jest nabity do granic karoserii. Już z zewnątrz upatruję sobie najlepsze miejsce. Z przodu, ekskluzywne, wygodne.

Autobus zatrzymuje się, otwiera drzwi. Wchodzę w glorii i chwale pierwszego i jedynego pasażera. Obieram kierunek jedynego słusznego, wolnego fotela.

W mgnieniu oka wszystkie miejsca się zapełniają. 

Wolne miejsca 2

Wchodzę do autobusu. Wszyscy siedzą przy oknach, a miejsca przy przejściu puste, lecz tak nie do końca. Obok jednej kobiety wolne, chociaż zajęte przez jej monstrualnie wielką siatkę z zakupami. Z siatki wystaje łapa jakiegoś monstrum, pewnie jej dzieciaka. Nie wnikam, czy żywe, czy martwe. Pewnie odprowadza do przedszkola. Odpuszczam, idę dalej.

Obok dziadka z zaparowanymi okularami leży mała siateczka.

– Przepraszam, mogę?

Nie reaguje, w ogóle mnie nie słyszy ani nie widzi.

– A to mam cię w dupie.

Obok pozostałych pasażerów leżą reklamówki, torby, kurtki. Nagle widzę wolne miejsce. A nawet dwa. Okazuje się, że to mój przystanek, więc wysiadam.

Wolne miejsca 3

Na trzech wolnych miejscach siada gigantyczny grubas. Gorączkowo szuka biletu. Do autobusu wlatują kanary. Żądają biletów. Ci, co stoją, nie mają. Kanary za karę wydziobują im oczy. Dodatkowo muszą zapłacić za gapę podróżującego na gapę. Muszą też uregulować przejazd, czyli zapłacić za bilet. Mają szczęście, że kanary dzisiaj w dobrym humorze. W przeciwnym razie zapłaciliby życiem.

Kanary podlatują do grubasa siedzącego na samym końcu autobusu, czyli jakiś kilometr od kierowcy. Wymieniają złośliwe spojrzenia i żądają biletu. Grubas okazuje. Żądają drugiego biletu, bo nie siedzi tylko na jednym siedzeniu. Pokazuje drugi bilet. Żądają trzeciego, bo zajmuje trzy miejsca. Oto trzeci bilet.

Czytaj resztę wpisu »

„Krwoty i trzy inne drabblodloty” by Rafał Kuleta

In szort on 10 sierpnia, 2023 at 6:00 am

niedobreliterkitxt

Wakacyjny czas trwa w najlepsze. Ludziom śpieszy się z wypoczywaniem. Nie ma czasu na wiele więcej. Toteż wychodzimy oczekiwaniom naprzeciw. Dzięki uprzejmości znanego Wam już skąd inąd drabblarza, Rafała Kulety, składamy spotniałemu od upału oku Jednookiego, jak również Wam, drodzy Bizarrofikcjoniści – nieważne, czyście spotnieli czy nie – te oto zacne cztery drabble. To krótkie, ale piękne w wymowie opowieści. O czym? O wszystkim, co najszlachetniejsze: o dobroci dla zwierząt, poświęceniu, dziurawej fakturze oraz środkach czystości. Chyba że o czymś innym. Na Paskudnym Dworze nigdy nic nie wiadomo, o ile samemu nie weźmie się byka za rogi. Zatem zapraszamy do lektury.



 

Krwoty

Piąta. Szybko narzucam specjalnie wzmocniony kombinezon. Pancerne buty i rękawice. Nakładam hełm z goglami.

Kiedy z samego rana wchodzę do kuchni, te już tam siedzą. Karmię je, czym popadnie, byle prędko. Najlepiej, jeśli żarcie się jeszcze rusza. To je uspokaja.

Gdy zbyt nadgorliwie poluję i ofiara nie przeżyje, sam staję się obiektem polowań. Stąd mój strój.

Dzisiaj nic nie dostaną. Albo na odwrót: dostaną wszystko.

Słyszę, jak niecierpliwie przebierają łapkami, szurają ogonami. Słyszę szum szczęk większych od głów. Wcale nie przypominają kotów. Raczej wywrócone na drugą stronę, pokryte prowizoryczną sierścią mięśnie z wiecznym krwotokiem.

Miałem je tylko dokarmiać.

Wszystko jedno. Czytaj resztę wpisu »

„Myśli pocieszenia” by Rafał Kuleta cz.II

In Różne, różniste on 23 listopada, 2018 at 6:00 am

Obiecanki, nie cacanki, przynajmniej nie w przytomności Paskuda, który wiarołomstwa nie trawi… To znaczy trawi, a jak strawi, to wymiotuje nim w twarz przeniewiercy. Nikomu taki los nie jest miły, toteż czym prędzej, w te pędy i w trymiga przekazujemy w Wasze oczy, drugą porcję „Myśli PocieszeniaRafała Kulety.

Musicie przyznać, że perspektywa ocalenia twarzy przed żrącą wymiociną Jednookiego jest wielce pocieszająca! Poniżej obiecane drabble. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy! Osoby, którym w trakcie lekturzenia siądzie psycha, prosimy o kontakt na number składający się z samych szóstek, albowiem kazamaty Paskuda świecą coraz cichszymi pustkami. Paskud lubi mózgi, zwłaszcza powichrowane, a w lochach ino pajęczyny, co nas wielce smuci. Bo jak nie Wy… to my. Sokole me oko już zauważyło kilku redakcyjnych kolegów ze słomką w uchu, z Paskudzią pieczęcią, więc nie do ruszenia!

Ech, wszystkim nam trzeba pocieszenia. Całe szczęście są drabble!

 

 

Myśli pocieszenia

Część II

 

Zabawa mimo wszystkich sprzecznych wniosków

Ceny rosły jak wieżowce. Niejednokrotnie przewyższały. Ludzie wbici w chropawy asfalt ubóstwa. Była jednak grupka młodych, rześkich, kreatywnych, która doskonale sobie radziła w konsumpcyjnym molochu.

Dwa dni stali przed labiryntowym sklepem. W końcu weszli i zaczęli korzystać, ile dusza zapragnie.

– Ale zapach!

– Mi się nie podoba. Kosztuje trzy stówy, a wcale nie jest taki dobry. Zbyt ciężkawy, mdłosłodkawy. Spróbuję inne próbki. Jeśli jakaś mi się spodoba, to będę przychodzić tu częściej, żeby się popsiukać.

Bawili się, korzystali z życia pod chrapami korporacyjnych molochów.

Koniec dnia zwieńczył koncert. Jak najbliżej imprezy, gdzie wszystko spoko słychać. Bawili się aż do zbielonego rana.

 

W głąb przeczucia

Łoskot, sapanie, pociąg szarpie, ale tylko na zewnątrz, bo w środku harmonia, uśmiech szczery, czasem śmiech.

Mijamy różne wersje białych koni. Jeden stoi, kontempluje; drugi biega w kółko; trzeci ćwiczy na casting do cyrku. Niebo przezroczyste, prześwituje przez nie kosmos. Pociąg chce wskoczyć w tę lukę, nawet się udaje, ale potem przystaje i już trzeba wysiąść. Idziemy – ja i marzenie. Marzenie nie nadąża, ja już śnię dalej, wyżej, śmielej. Wchłaniam fragmenty otoczenia, rodzaje rzeczywistości we mnie i poza mną. Trochę się opierają, przeciwstawiają, w końcu się poddają, ale ja już jestem krok myśli dalej, poziom odczuwania wyżej, w głąb przeczucia.

 

Na wykładzie z teorii wykładu

Smród teorii w opozycji do zapachu praktyki. Wykład składni bez ładu, składu, choć w sumie różnica pokładów wiedzy mnoży się, wręcz dzieli przez skrajnie intymną nieistotność, cokolwiek wykładowca miał na myśli. A wykładowca wykładał kolejne argumenty z serii wykładów o sensie istnienia sera w serum.

Ale siedzieli, milczeli, słuchali. Sala pochylona, slalom głów w dół. Z przodu czoła, z tyłu stopy. Jedna noga dłuższa od pozostałych wydłuża się. Dominanta smrodni niezbyt roztargnionych skarpetek. Akurat przed nosem jednego, nosem drugiego, noskiem trzeciej. No to pociągnęli kolektywnie. Nie nosami. Za but, sznurówkę, skarpetkę, skórę, kość. I po nodze. Po smrodzie. Po wykładzie.

 

Nieskrępowane niczym uczucie wolności, radości, wyzwolenia

Las sosnowy, ciężki, twardy, drzewa masywne jak kolumny, między którymi przemyka się efemeryczna kobieca postać. W zwiewnej koszuli, na bosych stopach, biegnie po palącym od mrozu, zbitym w parzące grudy śniegu. Nie czuje bólu, tylko radość. Każdy jej oddech dyszy wolnością. Nieskrępowanym wyzwoleniem. Byleby tylko znaleźć jak najszybciej. Póki energia jej nie opuści.

Nie szukała długo. Polana była prześwitem między nogami sosen. Miejsce idealne. Stanęła mniej więcej po środku. Rozpostarła ramiona niczym niewidzialne skrzydła. Podniosła głowę do nieba i zaczęła się wznosić.

Mogła poszybować ponad las. Zatrzymała się tuż pod koroną najbliższego drzewa. Kołysała się, unoszona łagodnymi prądami niewyczerpanej energii.

 

Inspiracje światem

Obudzeni promieniami słonecznego księżyca, wciąż głodni, wciąż wrażliwi, wciąż ciekawi, otwarci, bogaci o siebie, światowi, bo nie istnieją granice, ograniczenia, restrykcje. Jest tylko miłość, harmonia i radość.

Za każdym razem, kiedy nasze usta zlepiają się w miodowym, waniliowym pocałunku, planujemy kolejną niepowtarzalną podróż w baśniowe, nastrojowe klimaty, pełne subtelnych myśli, odcieni barw, delikatnych, romantycznych nastrojów.

Morskie fale unoszą luksusowy statek wycieczkowy naszych marzeń. Mijamy wyspy wulkaniczne, owocowe, warzywne, o lasach liściastych, iglastych i pierzastych. Wpływamy między łańcuchy górskie rozwieszone na choinkach archipelagów. Zaraz pojawią się ośnieżone szczyty gwiazd. Zaśniemy w ciszy, przytuleni, namacalni, obiecani sobie, obejmujący w ramionach cały wszechświat.

„Myśli pocieszenia” by Rafał Kuleta cz. I

In Różne, różniste on 27 października, 2018 at 6:00 am

Paskud oko ma leniwe i tylko jedno, ale jak już je rozewrze, to rzuca urok, któren sprawia, iż nawet jeśli przy pierwszym spotkaniu Pan Niedobrych wydaje się dziwny, parchaty, wręcz odrażający, to jakiś czas po szoku poznawczym chce się doń wrócić. Ba! Żyć bezeń nie można. Toteż ku uciesze Wszechświata wrócił i przyniósł! Drabble.

Rafał Kuleta jest dobrze znany na dworze Jednookiego, miłościwie nam panującego. Przeto mamy dla Was kolejną porcję krótkiej formy jego autorstwa. Dobroci te na dwie części podzielon (by urząd podatkowy nie dowiedział się zbyt szybko, że Paskud tak bogaty w niedobre literki!). Pierwsza garść utrzymana w nieco minorowym tonie, ale tylko nieco, więc bez obaw! Wszak to zbiór pocieszenia, toteż nawet tam, gdzie ciemno i ponuro, uważny Czytelnik odnajdzie iskierkę nadziei. Obiecujemy, że kolejna garść drabbli będzie już zupełnie pocieszająca, coby przegnać smutki, jakich nie brak na tym świecie pełnym chamstwa i brutalności.

I nie mówcie więcej, że Jednooki nie dba o Wasze zdrowie psychiczne. Dba. Pochyla się nad tym zagadnieniem bardzo nisko. Bo z tego, co myszki mówią, kończą mu się brańcy w kazamatach, a wysysać z kogoś tę różową galaretkę trzeba. Ponoć schizofreniczna najsmaczniejsza!

Tymczasem smakujcie drabble, póki ciepłe!

 

Rafał Kuleta

Myśli pocieszenia

Część I

 

Cieniste cienie

Cienie ludzi przenikały się. Nie łączyły się, tylko przechodziły przez siebie, przemieszczały się z jednego cienistego miejsca w drugie cienistsze, pozostawiały smugi, niedopowiedzenia, niespełnione marzenia, życzenia bez pokrycia. Cienie ludzi ganiały własne cienie, które rozpościerały dalsze cienie, sięgające dalej niż zapomniane wspomnienie. Cienie były równie samotne jak ludzie, którzy dawno odeszli od siebie.

Jeden z cieni, jeden jedyny, jakoś jednakowo niezmienny w cienistości, cienisty w niezmienności, oderwał się od innych cieni i pomknął w wycieniowany cień innej, tym razem żeńskiej cieni, z którą zapragnął pozostać do końca, do dnia, aż wzejdzie słońce i połączy wszystkie niczyje cienie w jedną własność.

 

W tym kraju rzeczywistość ćwiczy stanie na głowie

Pejzaże opustoszałych miast odziane w niepokojącą, ubogą w ornamenty architekturę ściekającą w wydłużone, ewakuujące się w głąb perspektywy. Rezydują tu złowrogo ubrane w czerń cienie, beznazwiskowo-bezimienne posągi oraz bezokie i beztwarzowe manekiny ze zdartą skórą i otwartymi korpusami. Przedmioty codziennego użytku pojawiają się i znikają, odgrywają dziwaczne role, zestawiają się w pokraczne, powykrzywiane połączenia i ustawienia. Zaskakuje ich obecność i nieobecność. Niepokój podróżuje tu niekończącymi się dworcami kolejowymi, autobusowymi, lokomotywowymi statkami i parowozowymi tramwajami. Promy ulic opływają w dramaty: rozkojarzone, konfrontujące logikę z bezkresną wyobraźnią, zamieciony porządek z zamierzonym chaosem. Melancholijno-prostolinijne i dobroduszne duchy rozmów zastygają w cząsteczkach szeptanego powietrza…

 

Czarny Dwór

W czarnym Czarnym Dworze jest czarny, czarny dwór. W tym czarnym, czarnym dworze jest czarny, czarny salon, w którym są czarne, czarne drzwi otwarte na czarno, na oścież oraz na czarny, czarny las. W tym czarnym, czarnym lesie jest czarne, czarne drzewo. W tym czarnym, czarnym drzewie jest czarna, czarna ulica, w której topi się czarny, czarny asfalt. W tym stopionym na czarno czarnym, czarnym asfalcie pływa czarny, czarny szkielet czarnej, zwinnej, drapieżnej ryby. I ten czarny, czarny szkielet czarnej, zwinnej, drapieżnej ryby wylądował w czarnym, czarnym sosie w czarnej, czarnej wazie na czarnym, czarnym stole w czarnym Czarnym Dworze.

 

Jedna mała myśl też cieszy

Rozkładał się obozowiskiem nad jedną myślą, strumieniem wybijającym z niego, z głębi, z trzewi, żwawo płynącym, wzbierającym, rwącym jak rzeka tocząca muszelki, kamyki, kamienie, głazy, przewalająca kamieniołomy, pustosząca góry, taka jedna myśl, a zdolna czynić cuda. Przepływał na jej grzbiecie znaczeń przez doliny, morza i oceany.

Wszystko wokół się rozpada, rozwala, zawala, przesadnie wulgaryzuje, rynsztokuje, luje taplają się we własnej rzezi, niby słownej rui, wyrazowych rzygowinach i plwocinach. A myśl trwa, wieczna jak opoka, energetyzująca, zenergetyzowana, utrwalona, trwała.

Serce już skostniało, zwapniało, skamieniało, lecz tak naprawdę przetrwało. W myśli małej, stałej jak najczystsze uczucie, zdolne odeprzeć wszelki szlam, błoto, turpizm.

 

Idziemy, przebywamy, przenosimy się

Idziemy do sklepozy. Do zasklepionego sklepu. Do kopuły sklepienia świątyni konsumpcji. Kupimy bułkę gżegżółkę. Pyszna bułka, w smaku ulotna jak kukułka, posmarowana masłem skrzydeł, które odlatują w podniebienie-sklepienie ramion wzniesionych do nieba. Ale nieba nie ma, jest tylko gołe łono kosmosu, który wysysa wszystkie soki ze źdźbeł kręgosłupów o głowach-kwiatach udających ludzi.

Trawa kwitnie pod ziemią. Nie ma naziemności, tak jak nie ma litości, ani miłości, są tylko rzeki cieknącej z ran ropy, pełnej okrucieństwa i okruchów pleśni. To po co tu przebywać? Jaki jest sens? Przenoszę siebie z miejsca na lepsze miejsce. Zawsze mi się wydaje, że jest lepsze.

 

Rogale na buziach

Studenci siedzieli w Auli i pisali egzamin z przystosowania do życia. Niektórzy opisywali swoje marzenia o założeniu rodziny, inni chwalili się osiągnięciami erotycznymi, mniej lub bardziej wybujałymi. Jeden ze studentów spisywał sagę rodzinną, a pewna bardzo ambitna studentka płodziła przyszły bestseller: gorący romans w sam raz na plażę lub pod namiot w deszczowy dzień.

Cichy, wyjątkowo nieśmiały student wyrażał niewiarygodnie długie życzenie, rozwijając je literacko, którego głównym spełnieniem było to, by w dalszym życiu wszyscy zgromadzeni na Auli mieli rogale na buziach. Zawsze i wszędzie.

Później, długo po egzaminach, już na wielu ścieżkach, drogach i autostradach życiowych, różnie to bywało…

„na deskorolce lecę” by Rafał Kuleta

In Opowiadania on 7 października, 2016 at 6:00 am

niedobreliterkitxtPaskud jest nieco ograniczony. Ciągle mu się wydaje, że najbardziej bizarryczną rzeczą na świecie jest demokracja polegająca na wysyłaniu na lukratywne stanowiska najgorszych mętów jacy się trafią. Gdyby potrafił pisać, to pisałby tylko o tym. A byłoby to nudne, że hej! I oczywiście nieprawdziwe, albowiem jak wszyscy wiemy, władają nami szlachetni i mądrzy mężczyźni i kobiety, o nieposzlakowanej opinii i nielepkich dłoniach.

Na szczęście o bizarro power świadczy nie tylko uroczy zmysł twórczy naszego Paskuda, ale błyskotliwie niezdrowe umysły rzesz jego padawanów. I tak, dla przykładu, prezentujemy Wam dzisiaj najnowsze tekstowe dziecko Rafała Kulety. Szorciak o zgrabnym tytule na deskorolce lecę jest zarazem ukłonem w stronę skejtświata. Aż się bowiem nasuwa pytanie, czemu tak późno na niedobrych literkach pojawiła się deskorolka….

Zapraszamy do lektury! Czytaj resztę wpisu »

„Droga Drabblo!” by Rafał Kuleta

In Akcje Literackie, Opowiadania on 14 lutego, 2015 at 6:00 am

niedobreliterkitxtwalentynkiDziś przyszła pora na osławione Walentynki. Serducha biją mocniej, nieważnie czy z powodu dręczącej właścicieli owych serc chuci, czy od porywów miłości wyższej i romantycznej, Walentynki są dla każdego. Zwłaszcza dla sprzedawców słodyczy, kwiaciarzy i właścicieli przybytków, do których dobrze zabrać drugą połowę (jak ktoś ma więcej drugich połów, bo różne konfiguracje się zdarzają, to niech bierze już pożyczkę). Niektórzy z tej okazji wybierają się ze swoimi połowicami właśnie na choćby połowicznie romantyczne kolacje, inni rozpijają połówki, jeszcze inni biorą śluby…

Z kolei nasz stary wyjadacz Rafał Kuleta przysłał nam wymuskany do perfekcji, wygładzony do szaleństwa zestaw czternastu bizarro-walentynkowych drabbli, zbiorczo ochrzczonych tytułem „Droga Drabblo!”. Część literacką okrasiła zaś przednia grafika Tomka Woźniaka. A zatem… mega zapraszamy walentynkowo! Czytaj resztę wpisu »

„Chata chichoczących haiku” by Rafał Kuleta

In Opowiadania on 18 lipca, 2014 at 6:00 am

niedobreliterkitxtPo raz kolejny, z pewnością nie ostatni, mamy niedobrą przyjemność gościć na naszym niecnym, nieco chybotliwym pokładzie Rafała Kuletę.

Co to jest haiku chyba wyjaśniać nie musimy, zresztą nawet nie potrafilibyśmy. Kim jest Rafał – również nie. A zatem, skoro wszystko jasne…

…zapraszamy do wakacyjnej lektury haiku o bardzo wdzięcznym i równie dźwięcznym tytule: Czytaj resztę wpisu »

„W bardzo długiej kolejce za rybami w Hali Rybnej” by Rafał Kuleta

In Opowiadania on 10 czerwca, 2014 at 6:00 am

niedobreliterkitxtNieodmiennie bardzo przyjemnie witać nam nowych akolitów niedobrej literatury, jednakże najprawdziwszą i najdoskonalszą z przyjemności jest dla Paskuda witanie poszczególnych osób po raz enty. Bardzo doświadczonym nadsyłaczem tekstów jest z pewnością Rafał Kuleta.

Nowy tekst Rafała ma wyjątkowo długą nazwę – W bardzo długiej kolejce za rybami w Hali Rybnej – ale sam w sobie do nadmiernie rozwleczonych nie należy. W rzeczy samej składa się z sześciu krótkich części, a każdą z nich przeczytacie z rozkoszą zarezerwowaną dla dobrze wypieczonego pstrąga i/lub dorsza w śmietanie. Przy czym wcale nie twierdzimy, że poniżej znajdziecie jakieś przepisy kulinarne. Wręcz naprzeciwko!

Zapraszamy do lektury! Czytaj resztę wpisu »

Dzień Sąsiada

In Akcje Literackie on 27 Maj, 2014 at 6:00 am

niedobreliterkitxtW niedobroliterkowej redakcji dość długo trwały spory, czy powinno się pisać sąsiada z małej czy z dużej litery. Wreszcie Paskud stwierdził, że dyńka go napieprza i żebyśmy przestali się kłócić. Ma być z dużej. Argumentował, że skoro już zdecydowaliśmy się uhonorować święto tegoż stwora, sorry, sąsiada, to deko szacunku nie zawadzi.

Jakby nie patrzeć na ten temat – wiadomo wszak, gdzie dwóch naszych tam przynajmniej trzy opinie – dziś dostaniecie od nas, nomen omen, cztery świetne opowiadania autorstwa Zeter Zelke, Agnieszki Pileckiej, Rafała Kulety i Artura „Dzikowego” Olchowego. Wszystko to okraszone mini komiksem Tomka Woźniaka. Endżoj! Czytaj resztę wpisu »