polskie centrum bizarro

Posts Tagged ‘marcin zwoleń’

Drabbli garść by Marcin Zwoleń

In Opowiadania on 15 lipca, 2022 at 6:00 am

niedobreliterkitxt

Na Niedobrych Literkach lubimy wszelkie formy dziwności. Króciaki, długasy, jednozdaniówki, tajemnicze SMS-y z duńskim prefiksem, przekazy podprogowe z Gromady Futryny. Łykamy wszystko jak gęś kluski, zapijając sosem pieczeniowym, bo osobliwość nie zna ograniczeń.

Drabbli u nas nie było już ponad rok, więc czas najwyższy na wielki powrót. Sypiemy zatem garść z worka, który podesłał nam Marcin Zwoleń i zachęcamy do lektury. Rafaello wyraża więcej niż tysiąc słów, a u nas – wyrazić się można nawet w stu.

 

PRZYJACIEL

 

Jakiś czas temu złożyłem mu wizytę. Na dzień dobry przywitał mnie ciosem w zęby. Zaraz potem z tkliwością podał mi chusteczkę, abym otarł rozkrwawioną wargę. Następnie zachęcającym gestem zaprosił do salonu.

– Rozgość się – powiedział.

Gdy próbowałem usiąść, szybkim ruchem odsunął krzesło, na którym chciałem spocząć. Kontakt z twardą podłogą był naprawdę bolesny.

– Napijesz się wina? – Nie czekając na odpowiedź, z ciepłym uśmiechem napełnił kieliszek, na którego dnie znajdował się arszenik.

– A może spróbujesz sernika? – Podsunął mi talerzyk z kawałkiem ciasta okraszonego strychniną. – Poczęstuj się. Jest naprawdę wyborny.

Gdy wychodziłem, na pożegnanie kopniakiem zrzucił mnie ze schodów, mówiąc:

– Miło, że wpadłeś.

Czytaj resztę wpisu »

Kąsamy, czyli World Dracula Day

In Akcje Literackie, Opowiadania on 26 Maj, 2022 at 2:45 am

batskud

Jesteśmy Niedobrzy. To chyba jasne dla każdego, kto choć raz odwiedził tę stronę. Nie kryjemy się z tym, nie udajemy, jesteśmy sobą. „Bierzta nas albo idźta stąd!”, żeby zacytować (Niedobrze) angielskie powiedzenie.

A dziś Niedobroć swą objawiamy obiektem naszego świętowania. Nie, nie przygotowaliśmy opowiadań na Dzień Matki, bo to dla nas PHI! zbyt sztampowe. Miast tego postanowiliśmy przyjrzeć się ogólnoświatowej celebracji najsłynniejszego gacka w uniwersum podczas World Dracula Day!

Czego możecie się dziś spodziewać? Ano, wampirów w opałach i pali w wampirach. Ssania, rozlewu krwi oraz przedstawicieli rzędu Chiroptera. A wszystko to, rzecz jasna, w atmosferze absurdu typowej dla Polskiego Centrum Bizarro. Bo gdzież indziej przeczytacie tak znamienite teksty jak:


  1. Strona: Wstęp
  2. Strona: „Dziewica zazdrośnica” by Dawid Dyrcz
  3. Strona: „Fałszywy alarm” by Zeter Zelke
  4. Strona: „Pal marnotrawny” by Krzysztof Szabla
  5. Strona: „Parcie na hemoglobinę” by Korneliusz Chwaliborski
  6. Strona: „Gra wstępna” by Agata Suchocka
  7. Strona: „Skok w dal na pal” by Kornel Mikołajczyk
  8. Strona: „Szklanka do połowy pełna” by Marcin Zwoleń
  9. Strona: „Cudowny obrzęd Vlada Iwanowycza Drakuli” by Grzegorz Kałużny

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

M.O.A.: „Alicja w Krainie Czartów” by Marcin Zwoleń

In Akcje Literackie, Opowiadania on 29 stycznia, 2022 at 11:46 am

ALICE_Paskud

Alicja trafiała przez czas trwania Miesiąca Opowieści Alicyjnych w wiele miejsc. Nasi autorzy wysyłali ją do nieskończonych domostw, do grobu, na wyprawy, polowania i zbiory grzybów. Ale nigdy jeszcze nie odbyła tak długiej i zajmującej podróży jak w Krainie Czartów u Marcina Zwolenia.

Wskoczcie zatem w głąb Gównego Wyjścia i zapoznajcie się z chomikiem Racuchem, żukiem Żeliborem i innymi fantastycznymi postaciami, które towarzyszą Alicji w wojaży jej życia. Czy uda się jej powrócić do rodziców i wymierzyć zemstę?


„Alicja w Krainie Czartów” by Marcin Zwoleń


PRLG

– Alicjo! Alicjo! Chodź tu natychmiast! – Tubalny głos wzruszył powietrzem, po czym ciężko opadł na podwórko niczym postatomowy popiół. – Dokąd ona znów polazła?!

– Córeczko, pokaż się! Zaraz wyjeżdżamy! – Zgrzytliwy jak taniec gwoździa na szkle sopran dołączył po chwili. – Przestań się chować i przyjdź pożegnać się z babcią!

– Jeśli za moment nie wyruszymy, spóźnimy się na samolot – pieklił się mężczyzna. – No, gdzież ona jest? Alicja!!!

Cisza. Jedyną odpowiedzią był dolatujący z dachu stodoły, podobny do śmiechu, bociani klekot.

– Co za cholerne dziewuszysko! – Ojcowska cierpliwość kurczyła się w zatrważającym tempie. – Alicjo! A niech cię czarci porwą! Nie zdążymy przez ciebie!


1. PORWANIE NA ŚNIADANIE

Duże niebieskie oczy dziesięciolatki rozszerzone przerażeniem, zza którego wyglądała ciekawość, rejestrowały osobliwy widok. Zdezorientowana Alicja nie bardzo wiedziała, jak to się stało, że nagle znalazła się na ukwieconej łące, pełnej kolorowych motyli, puszek po gazowanych napojach i obgryzionych kości. Jeszcze niedawno, schowana w stogu siana, zaśmiewała się do łez, podglądając przez szparę w ścianie stodoły oszalałych z bezradności rodziców.

Tymczasem stała na polanie pod rozłożystym dębem i nie mogła nawet drgnąć. A to za sprawą mocnego sznurka do snopowiązałki, który ciasno spajał jej ciało z pniem, wciskając między łopatki chropowatą korę. Do tego okropnie mrowiło ją w nogach; głównie dlatego, że tkwiła po kolana w mrowisku. Już otwierała usta, żeby zaprotestować wobec zaistniałego stanu rzeczy, gdy zza pleców rozległ się brzdęk sztućców i skrzekliwy głos:

– Znów to samo – utyskiwał. – Czy ci kretyni myślą, że naprawdę nie mamy nic innego do roboty, jak tylko porywać niesforne bachory? I to w porze posiłku.

– Nie narzekaj, Pyszczku – włączył się baryton. – Zawsze są z tego jakieś korzyści.

– Też mi korzyści, zapomnij o okupie. Zazwyczaj nikt nie chce płacić za te małe potwory.

Alicja nadstawiła uszu. Głosy brzmiały jakby znajomo.

– Cóż, Pyszczku, jeśli nie będzie okupu, to zawsze możemy…

Zdanie urwało się niespodziewanie jak sznur pod ciężarem wisielca. Rozdzierający wrzask wypełnił powietrze.

– Mamo?! Tato?! Co tu się dzieje?! Dlaczego mnie związaliście?! – Alicja rozpoczęła bezradną szamotaninę pod dębową koroną. – Rozwiążcie mnie natychmiast!

Właściciel barytonu westchnął ciężko.

– Ocknęła się. Sprawdzę, co u niej.

– Załóż kominiarkę i na wszelki wypadek zabierz kastet. Może być niebezpieczna. Pamiętasz tego ostatniego gówniarza? Ostro kąsał.

– Racja, Pyszczku. Dla pewności wezmę też paralizator.

Alicja, nie mogąc się doczekać, wściekle tupała nogami, wyjąc przy tym nieprzerwanie, jak gdyby ktoś cofnął jej roczny abonament na słodycze. Kiedy zamaskowana postać w końcu przed nią stanęła, zamilkła na moment, by po chwili na nowo dać upust złości.

– No nareszcie! Co wam odbiło, żeby mnie wiązać?! Nienormalni! Powinniście się leczyć! – Wartki potok słów nie miał końca. – I czemu, kura nać, ukrywasz twarz pod kominiarką, tato?!

– Nie jestem twoim tatą. – Zaskakująca odpowiedź zamurowała Alicję.

– No to kim? – zapytała niepewnie.

Kominiarka podjechała do góry i w tym samym momencie zgasło światło.

– Zemdlała – oznajmił baryton.

Czytaj resztę wpisu »

„Komu bije ząb?” by Marcin Zwoleń

In Opowiadania, Różne, różniste on 16 lipca, 2021 at 6:00 am

niedobreliterkitxtNiedobroliterkowe annały wspominają, że Marcin Zwoleń już kiedyś u nas publikował. Czy to prawda, czy nieprawda… Warto sprawdzić. Warto też przeczytać jego najnowsze opowiadanie. I to niezależnie od aury za oknami.


KOMU BIJE ZĄB?
(HISTORIA ZAWIERA LOKOWANIE PRODUKTU)

W dniu moich pięćdziesiątych urodzin przestały rosnąć mi paznokcie. U rąk i nóg. Zaczęły za to rosnąć zęby. Pożytku z tego nie było żadnego. Jedynie same utrapienia. Paznokcie pal licho, nie musiałem przynajmniej ich obcinać, no ale zęby. To już była spora udręka. Przerośnięte kły kaleczyły moje wargi, a długie siekacze i trzonowce nie pozwalały zamknąć ust. Wyglądałem jak krzyżówka królika z tygrysem szablozębnym.

Niestety, żaden stomatolog nie był w stanie mi pomóc i zaradzić czegokolwiek na tę przypadłość. Pozostawiony sam sobie z problemem sięgnąłem więc po domowe narzędzia pierwszej pomocy: pilniki, obcęgi, dłuta, kombinerki. Korzystałem z nich na wszelkie możliwe sposoby. Moje zęby doświadczały zbiegów raczej mało zbliżonych do tych z gabinetów dentystycznych. Piłowałem je, obcinałem, miażdżyłem, a one pomimo zadawanych im tortur wciąż nieprzerwanie odrastały na nowo.

Ostatecznie zostałem zmuszony stworzyć harmonogram dnia, którego elementarną częścią stały się zmagania z zawartością mojej żuchwy. I tak podczas porannej toalety, kiedy inni w pośpiechu szczotkowali swoje zęby, ja w pośpiechu swoje piłowałem pilnikiem do metalu. Parę godzin później, w czasie popołudniowej przerwy w pracy dyskretnie przycinałem je obcęgami w biurowej toalecie. Natomiast tuż przed snem dopełnieniem dnia upływającego pod hasłem: „I ty zrób coś dla swoich zębów”, swoistym gwoździem programu było wyrywanie kombinerkami co potężniejszych egzemplarzy, które i tak kiełkowały już o poranku. Właśnie w ten sposób mijały dni podporządkowane rosnącym nieustannie zębom. Aż do pewnego październikowego popołudnia.

Akurat tamtego dnia wychodząc w pośpiechu do pracy zapomniałem zabrać ze sobą czegokolwiek do przycięcia uzębienia. Po kilku godzinach w czasie drogi powrotnej czułem już, że przede wszystkim kły znacznie urosły i zaczynają wbijać mi się w wargi. Jak najszybciej musiałem dotrzeć do domu i temu zaradzić.

Pierwszym, co nagle wytrąciło mnie z myślomarszu, był histeryczny kobiecy krzyk płoszący wróble z parkowych klombów. Chwilę później dołączył do niego dziecięcy szloch mogący zmiękczyć najtwardsze serca. Wrzask powtórzył się, a następnie rozległ się tubalny męski głos: „Göring! Zostaw!”. Wiedziony czarnymi myślami rzuciłem się bez zastanowienia w kierunku skąd dochodziły odgłosy rozgrywającego się dramatu. W sąsiedniej alejce pomiędzy rosłymi topolami działy się dantejskie sceny. Szarobury owczarek o ewidentnie niemieckich manierach, uczepiwszy się paszczą czerwonego płaszcza kilkuletniej dziewczynki, za żadne skarby nie chciał go puścić. Mimo usilnych szarpnięć za smycz i pokrzykiwań właściciela, bestia zawzięcie tarmosiła okrycie dziecka. Wokół tego wszystkiego dreptała rozdygotana staruszka, niezdarnie okładająca psa laską, który nic sobie robił z padających na jego grzbiet razów.

Nie było innej opcji, aby nie dopuścić do katastrofy musiałem działać. Prowadzony instynktem, zareagowałem w okamgnieniu. Dopadłem do psa i nie myśląc wiele, wbiłem wyrośnięte kły w jego ogon. Do unoszącego się ponad koronami drzew dziecięcego płaczu, babcinych pisków i męskiego krzyku dołączył psi skowyt. Zwierz, kiedy tylko poczuł na własnej skórze, jak smakują ostre zęby, odstąpił od ataku, wypuścił materiał z pyska, po czym ciągnąc za sobą pana, rzucił się do ucieczki.

Już następnego dnia prasa rozpisywała się rozlegle o całym zajściu. Gazety na wyścigi zamieszczały co bardziej chwytliwe tytuły: „Szczęki zapobiegły tragedii”, „Człowiek pogryzł psa”, „Czy te zęby mogą kłamać?”. W krótkim czasie zrobił się wokół tego medialny szum. Dziennikarze, gdy tylko zwietrzyli temat, starali się go wycisnąć do ostatniej kropli; artykułom o mnie nie było końca. Reszta poszła już gładko jak lawina w Davos. Niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle zaczęły pojawiać się zaproszenia do radia i telewizji, wywiady, sesje fotograficzne oraz bankiety. Byłem rozchwytywany, każdy chciał mnie poznać, stałem się dobrem luksusowym.

Wkrótce moim przypadkiem zainteresował się świat medycyny. Anomalia, która przypadła mi w udziale, była nie lada wyzwaniem. Konsultacje w gronie wybitnych autorytetów, liczne sympozja i wykłady stały się chlebem powszednim. Nie zmieniło to jednak stanu rzeczy, mimo podejmowanych różnorakich prób problem nie znikał i nic nie wskazywało, że tak się stanie. Nie było innego wyjścia, jak tylko dalej kroczyć z nim przez życie.

I właśnie w owym momencie pojawiło się wybawienie. Coś, co ewidentnie musiało się wydarzyć. Kwestią czasu było, kiedy fala popularności wyniesie mnie na głębokie wody wielkiego biznesu. Otóż z propozycją współpracy zgłosiła się firma reprezentująca branżę zoologiczną. Miałem zostać twarzą produkowanych przez nich ścieraków do korekty zgryzu u gryzoni. Lukratywny kontrakt skusił mnie natychmiast i bez wahania go podpisałem.

Od tamtej pory obroty firmy wzrosły kilkukrotnie, a i ja nie narzekam. Oprócz smakowitego procentu od zysków mam zapewniony dożywotni zapas produktu, dzięki któremu kontroluję moją przypadłość. Bowiem nic tak jak ścierak marki „Papushka” nie jest w stanie skutecznie zadbać o długość uzębienia. Z czystym sercem oraz krótkimi zębami szczerze polecam.

„Konwój” by Marcin Zwoleń

In Opowiadania on 30 listopada, 2020 at 6:00 am
https://niedobreliterki.wordpress.com/wp-content/uploads/2012/10/niedobreliterkitxt-e1538804981843.jpg

Historia to piękna sprawa. Staje się jeszcze piękniejsza, im jest dziwniejsza! A wiadomo – tam, gdzie homo sapiens nie zdołał prowadzić kronik bądź innych rekordów tego, co się działo (z takiej przyczyny, że go po prostu jeszcze matka natura nie wykoncypowała), tam wyobraźnia może poszaleć.

Dzisiaj, dzięki uprzejmości Marcina Zwolenia dowiemy się, jak to mogło być z epoką, gdzie wszystko było wielkie: od rośli, poprzez owady, na gadach skończywszy. Czy może raczej w świetle poniższego opowiadania wypadałoby rzec – od tychże gadów zacząwszy!

Czytaj resztę wpisu »

„City 4” – recenzja by Dominik Dobrowolski

In Patronat, Różne, różniste, Recenzje książek i publikacji BIZARRO on 12 grudnia, 2018 at 6:00 am

Lepiej późno, niż wcale – to fakt powszechnie znany. Dlatego też, z małym, jesiennym poślizgiem, prezentujemy wam recenzję czwartego tomu opowiadań grozy City, którą na zamówienie Paskuda napisał Dominik Dobrowolski. Żeby nie przedłużać, zapraszamy do zapoznania się z tymże wysmakowanym tekstem. Na zdrowie!

City 4 – recenzja

Zbiory City są ewenementem na naszym, niezbyt przychylnym literackiej grozie, rynku wydawniczym. Zarazem też niewątpliwą nobilitacją dla autorów, którym udaje się trafić do ich spisu treści. Niektórzy spośród z nich zadawalają się jednorazową przygodą, inni – jak w przypadku Anny Szczęsnej, Zeter Zelke, Kornela Mikołajczyka, Dariusza Muszera, Bartosza Orlewskiego, Jarosława Turowskiego, Marka Zychli, czy najbardziej utytułowanego w tym gronie Tadeusza Oszubskiego – podejmują rękawicę, uczestnicząc w kolejnych odsłonach serii.

Serii, z którą warto się zapoznać z wielu powodów. Najważniejszym z nich jest oczywiście wsad, czyli niezmiennie wysoki poziom prezentowanych tekstów. Stanowi on coś w rodzaju przeglądu aktualnego stanu polskiej grozy, a w szerszej perspektywie pewnego rodzaju świadectwo tego, jak ta groza ewoluowała. I tak, w najnowszym tomie, który pojawił się w sprzedaży kilka miesięcy temu, pewne novum stanowi większa niż dotąd reprezentacja tekstów romansujących z kryminałem (Wazon, Wet za wet), posapo (Gręboż, Przebudzenie ćmy, Kiedy przylecą ptaki) czy bizarro fiction (Czarne myśli, B, Zaburzenia atmosferyczne, Miejszczuch, Miasto snów).

Z pewnością za godne pochwały rozwiązanie można uznać Posłowie pióra dr Kseni Olkusz, która ze swadą podsumowuje książkę. Nie sposób się nie zgodzić z jej słowami, gdy pisze:  „Ta eklektyczność, wyrażana poprzez dobór pisarzy różnych generacji, tekstów reprezentujących rozmaite idee czy konwencje, nie jest wadą, lecz cechą istotnie pożądaną”.

Co symptomatyczne, we wszystkich odsłonach antologii natrafiamy na teksty naszych krajan, na stałe mieszkających za granicą i dzielących się z czytelnikami swymi obserwacjami na temat tamtejszych realiów. Bywa to zarówno pouczające, jak i straszne.

Kończąc tę recenzję, leży oddać honor wydawnictwu Forma, które z żelazną konsekwencją (przy wparciu redakcyjnym Marka Grzywacza i  Kazimierza Kyrcza) promuje rodzimych autorów. I to nie tylko tych znanych i lubianych, ale i dopiero zaczynających swą przygodę z literaturą. Wszak tradycją stało się, że do kolejnych zbiorów trafiają również opowiadania wyłonione w drodze konkursu.

Optymizmem napawa fakt, że w zapowiedziach wydawnictwa (póki co bez konkretnej daty) widnieje tytuł City 5. Antologia polskich opowiadań grozy.

Myślę, że nie tylko ja z utęsknieniem czekam na tę pozycję.

Dominik Dobrowolski

Dla nieprzekonanych spis treści:

Kazimierz Kyrcz Jr CZARNE MYŚLI
Jarosław Turowski CO SIĘ NIE ZGADZA
Marek Grzywacz ZABURZENIA ATMOSFERYCZNE
Tadeusz Oszubski PTAKOT
Marek Zychla TAKSYDERMIA
Zeter Zelke MIEJSZCZUCH
Adam Podlewski DZIADY MORDORSKIE
Mariusz Wojteczek ZNIKANIE
Tomasz Krzywik UL
Marcin Zwoleń PRZEBUDZENIE ĆMY
Dariusz Muszer GRĘBOŻ
Jacek Skowroński KIEDY PRZYLECĄ PTAKI
Kornel Mikołajczyk WAZON
Janusz Mika WET ZA WET
Bartosz Orlewski B
Hubert Jarzębowski UKĄSZENIE LOVECRAFTA
Kacper Kotulak MIASTO SNÓW
Istvan Vizvary WINDA
Dagmara Adwentowska ROZBIÓRKA
Adam Froń LIST POŻEGNALNY
Joanna Łańcucka ROŚLINY OZDOBNE
Krzysztof Kochański PRZECIĄG
Flora Woźnica PĘTLA
Marta Sobiecka PAN PATRZY
Anna Szczęsna PTASIE SERCE
Kazimierz Kyrcz Jr CZARNE CZYNY
posłowie (Ksenia Olkusz)

PS. Książkę, podobnie jak poprzednie tomy, można zamawiać na stronie wydawnictwa Forma, a także w sieci księgarni Bonito.

 

„Śliska sprawa” by Marcin Zwoleń

In Opowiadania on 20 kwietnia, 2018 at 6:34 pm

Czasami trafiają do nas teksty z morałem. Tak jak dziś. Jeśli lubicie morały i niestraszne wam dość perwersyjne ujęcie takich zagadnień jak wciskanie ludziom… eee… ciemnoty, warto spróbować. Oto przed szanowną niedobroliterkową publicznością SHOW…. to znaczy nowe opowiadanie Marcina Zwolenia.

Czytaj resztę wpisu »

„Świńskie żale” by Marcin Zwoleń

In Opowiadania on 20 grudnia, 2017 at 6:00 am

Autor „wsadu” najnowszej niedobroliterkowej aktualizacji stał się już stałym dostarczycielem nowych i mocno zakręconych tekstów. Tak, mowa to oczywiście o Marcinie Zwoleniu, który Świńskimi żalami udowadnia, że można spłodzić tekst, który zarówno świetnie się czyta, jak i dobrze pamięta…

Bo jest o czym!

I nie, nie musicie nam wierzyć na słowo. Przeczytajcie sami:

Czytaj resztę wpisu »

„Apetyt na byt” by Marcin Zwoleń

In Opowiadania on 7 sierpnia, 2017 at 6:00 am

niedobreliterkitxtNiezmiernie miło (aczkolwiek też odrobinę strasznie – dlaczego? – przekonacie się sami, czytając to, co poniżej) jest nam zaprosić Was do lektury opowiadania Marcina Zwolenia.

Utrzymane jest w we współczesnych (nie)realiach, co tym bardziej wzmacnia jego nieoczekiwane przesłanie… Czytajcie, cieszcie się, podziwiajcie!

Bon’ lektura! Czytaj resztę wpisu »