Drodzy Bizarrofikcjoniści!
Dziś Paskud wali w tynki, w sensie obchodzi walentynki. Wypada zatem zadowolić Jednookiego i uhonorować ten wyjątkowy czas opowieścią o miłości. Czyż istnieje coś piękniejszego niż hołd serca względem przedmiotu umiłowania? Każda potwora znajdzie swego amatora; na Paskudnym Dworze wiemy o tym najlepiej. Miłość jest ślepa, a ta w wykonaniu bizarro udowadnia, że kochać można wszystkich… i wszystko. Ian Giedrojć w Sygnale dla serca ściśnie Was za nie i wydusi łzy wzruszenia z oczu, gdziekolwiek je macie. W tym dniu miłosnego zaślepienia nie szczędźmy się w okazywaniu uczuć wszystkim… czy wszystkiemu, co bliskie naszym pik-pik-pik-pikawkom.
Sygnał dla serca
Tik-tik-tik-tik-tik-tik. Szybkie, nerwowe. Potem przerwa i znowu tik-tik-tik… Słyszałem ten dźwięk, od kiedy wprowadziłem się do nowego mieszkania. Zawsze, gdy kładłem się spać, wołał gdzieś tam daleko. Słuchałem z musu, bo oprócz ciemności i dotyku materaca podpierającego moją mięsną powłokę, towarzyszył mi tylko on.
Najpierw irytował, ale nie był na tyle głośny, by przeszkadzać usnąć. Musiałem zmienić nastawienie.
Postanowiłem więc dostrzec piękno w mechanicznym tykaniu. Oczywiście wiedziałem, skąd pochodzi. W pobliżu była mała pętla tramwajowa i przecinające ją przejście dla pieszych. Jedyne takie w okolicy. Zainstalowano tam światła, a sprzężony z nimi dźwięk o każdej porze dnia i nocy mówił osobom niewidomym, czy jest dla nich bezpieczne. Nieograniczony niczym prócz odległości, bez problemu docierał na moje pierwsze piętro w bloku, informując o statusie przejścia.
Kiedyś myśl o poświęceniu sygnalizatora nawet mnie wzruszyła. Bezpiecznie było tam właściwie zawsze. Tramwaje jeździły rzadko i przez to, że okolica należała do spokojnych, każdy słyszał je z daleka. A on, stroskany, sygnalizował i sygnalizował.
Pewnej nocy dźwięk wydał mi się dużo subtelniejszym, wręcz matczynym ćwierkaniem. Nadchodziła zima, wieczorami doskwierało zimno, ale i tak zwlokłem się z łóżka, żeby otworzyć okno. I słyszeć lepiej.
Następnego dnia poszedłem go zobaczyć i dostrzegłem, że wolę mówić sygnalizacja; nie sygnalizator. O ile wyrastająca z betonu żółta rura jeszcze mogła wyglądać męsko, to czarne krągłości, w których umieszczono światła, dawały już wrażenie obcowania z postacią kobiecą. Moje nocne skojarzenie z matczynym ćwierkaniem nie było więc bezpodstawne. Czytaj resztę wpisu »