polskie centrum bizarro

„Kupa QR” by Istvan Vizvary

In Opowiadania on 4 czerwca, 2015 at 6:00 am

niedobreliterkitxtKupa mówi wiele, mimo iż jest tylko zlepkiem odpadków procesów metabolicznych. Spytajcie choćby ludzi lasu. Taki biegły w leśnych sprawach człek po kształcie i konsystencji dostrzeżonych na ściółce odchodów wie, co się kręci między pniami. Czy będzie to agresywny dzik z problemami ze świńską prostatą, czy sarna z chorobą sierocą, czy choćby zając z zajęczą wargą.

Zwykłym ludziom nie płynie w żyłach taka moc czytania z gówna. Ale to nie znaczy, że nie próbują. Ewentualnie lubią się przynajmniej pochwalić wytworem własnego organizmu pływającym sobie w misce (miejmy nadzieję, że klozetowej). Sprawdźcie, strona Rate My Poo nadal żyje, mimo że genezą sięga chyba przełomu lat 90-tych z obecnym stuleciem.

A co, gdyby to kupa przystosowała się do zachodzących na świecie zmian i zintegrowała się z nowymi technologiami? Konsekwencje mogłyby być różne, pewnie przykre. Ale o tym opowie wam Istvan Vizvary.

h

Kupa QR

h

Pierwszego dnia lata Antoni Pierwiosnek zrobił niezwykłą kupę.

Nie zdołałby go zaskoczyć odmienny od typowego kolor czy kształt. Zdarzyła mu się już przecież jedna trzymająca transparent z napisem “Precz z seksem analnym” (potem przypomniał sobie, że poprzedniego dnia zapomniał wyjąć wróżbę z ciasteczka, które dostał na pikniku jednej z prawicowych partii). Do dziś pamiętał też tę, która grała “For he’s a jolly good fellow”. Zawdzięczał ją kumplowi z pracy. Założył się o 200 złotych, że zje kartkę pocztową, a kolega przysłał mu taką urodzinową, z pozytywką. Za wygraną zafundował sobie płukanie okrężnicy, bo nie mógł pozbyć się wrażenia, że jakiś drucik czy resztka baterii utkwiły w jelicie i drażniły go przy najdrobniejszym nawet wzdęciu.

Jednak pierwszego dnia lata Pierwiosnek wydalił z siebie coś, co miało nie tylko nietypowy kształt (pączka z dziurką), ale zdawało się też uśmiechać

Zafascynowany, uruchomił aparat fotograficzny w komórce i już, już miał zamiar zrobić zdjęcie najnowszemu dziełu swej odbytnicy, kiedy na ekranie telefonu ukazał się wyraźny komunikat: “Kod QR odczytany. Przejść do strony?”. Rzeczywiście, zielonkawe drobinki niedokładnie pogryzionych orzechów pistacjowych i jaśniejsze ziarenka sezamu (to pewnie panierka ze schabowego po irańsku, zgadywał Pierwiosnek) układały się w znajomy kształt kwadratu z ciemnymi rogami!

– Jasne, że przejść! – krzyknął Pierwiosnek, wcisnął przycisk “PRZEJDŹ”, a następnie wytarł się do czysta.

Komunikat zamieszczony na internetowej witrynie, którą wyświetliła przeglądarka, głosił:

Drogi internauto!
Jeśli przyszłoby ci do głowy zjeść przedmiot, na którym znalazłeś kod QR naszej strony, nie rób tego! Niektóre rzeczy są trujące. Inne niejadalne. Jeszcze inne zwyczajnie niesmaczne.
Ostrzegamy zatem: nie jedz, a wszystko będzie dobrze!!!

– Nigdy by mi nie przyszło do głowy jeść kupy! – żachnął się Pierwiosnek i spuścił wodę.

Kupa nie chciała spłynąć. Przywarła do ścianki klozetu i trwała tam, choć Antoni naciskał spłuczkę raz za razem.

– A szczoteczka do zębów jakoś nigdy nie chce się zatrzymać w tym miejscu – mruknął i dał za wygraną. To chyba w tym momencie w jego głowie wykluł się mały robaczek i zaczął drążyć.

“Po co miałbym zjadać swoje własne odchody?” myślał Antoni, przyrządzając na obiad jajka sadzone. “Czy są ludzie, którzy to robią?” zastanawiał się, sikając do zlewu, żeby nie podnosić klapy sedesu. Czuł, że tkwi w tym wszystkim jakiś haczyk. Ktoś chciał mu wykręcić jakiś numer. A robaczek toczył mózg. “Nie jedz tej kupy”, szeptał. “Czemu miałbyś ją jeść?”

– Bo zrozum sama – głaskał, jak co wieczór, swoją paprotkę. – Gdybym naprawdę miał jej nie jeść, po prostu nikt by o tym nie mówił, prawda? A tak, nie mogę przestać o tym myśleć.

Przełom nadszedł w nocy, około drugiej. Antoni położył się wcześnie, otworzywszy okno w łazience. Zacisnął mocno powieki i zaczął się modlić. Przy czterdziestym “Ojcze nasz” zrozumiał, że im głośniej wymawia słowa modlitwy, tym donośniej robak w jego głowie krzyczy “Nie jedz! Nie jedz! Nie jedz tamtej kupy!”

– A właśnie, kurwa, że zjem! – krzyknął i poderwał się z łóżka. Pobiegł do łazienki, otworzył klapę i sięgnął po nadeschniętą już, upstrzoną zielonymi i białymi ziarenkami kupę. – No, robaku, popatrz! Oto moja wolna wola! Nie możesz mi nic zabronić! Nie możesz nic mi kazać! Zjem to, co będę chciał, nawet tatara, nawet własną, kurwa, kupę!

I wepchnął to, co trzymał w dłoni do ust. Nie smakowało tak źle. Wyraźnie czuć było sezam i pistacje. I coś jeszcze, czego wolał nie nazywać. Przełknął, przymykając oczy i przez dłuższą chwilę czekał, aż wróci. Był najzupełniej pewien, że się cofnie, ale nic takiego się nie stało.

– I co, panie robak? Łyso panu? – warknął do wnętrza swojej głowy, a potem podstawił usta pod kran zimnej wody i pił, pił, i pił.
Zasnął bez problemu.

h

*

h

Po przebudzeniu powitała go ciemność, ciepła i wilgotna. I choć nie od razu miał pewność, gdzie jest i czym jest, od razu nabrał przeczuć i podejrzeń. Coś śmierdziało i to nie tylko w przenośni, ale też dosłownie. Wszystko wokół śmierdziało kupą. Całe ciało Antoniego Pierwiosnka ciasno opinała miękka błona, delikatnie kurcząca się i podrygująca w rytmie, który niejasno kojarzył się z biciem serca, szybkim i płochym.

– Jestem kupą – szepnął bezgłośnie Pierwiosnek. Jego myśli tak właśnie brzmiały, ale nie miał ust, żeby wypowiedzieć te słowa.

“A mówiłem, nie jedz!” odezwał się głos gdzieś wewnątrz umysłu, choć Antoni był przekonany, że robak przepadł gdzieś, zawstydzony głupią pewnością siebie i porażką.

I wtedy pies zrobił Pierwiosnka na chodnik. Antoni przez moment przeciskał się ciasnym tunelem pomiędzy jakimiś organami, mięśniami i co tam jeszcze zwierzak miał w środku. Potem upadł na beton i to wcale nie z niska.

– Musiałem trafić na dobermana – pomyślał Antoni, a ponieważ nie miał oczu, nie dostrzegł ani błękitnego nieba ponad, ani szarości kamienia pod sobą. Teraz, kiedy nie otaczało go już ciepłe i nieoczekiwanie przytulne wnętrze psiej okrężnicy, było mu wyłącznie luźno i zimno.

Pozbawiony najważniejszego z narządów zmysłów, nie dostrzegł również obutej w gruby traper stopy, która zmierzała w jego kierunku z właściwą ludziom ociężałością. Niestety, receptorów bólu Antoniemu nie odebrano i wyraźnie odczuł kształt podeszwy, która sprasowała i zdeformowało jego, nie inaczej, gówniane ciało.

– Jezus Maria – jęknął Pierwiosnek, wgnieciony w chodnik, a następnie uniesiony na podeszwie i po chwili ponownie zdeptany. A potem znowu i jeszcze sto dwadzieścia i siedem razy, z czego ostatnie trzydzieści o schody jego własnego domu, który rozpoznał po zapachu starzyzny i kurzu na schodach.

– Kurwa mać, znowu wdepnąłem – Antoni usłyszał swój własny, grzmiący głos.

“To niemożliwe”, pomyślał. “To nie może być prawda. Nie mogę być psią kupą na swoim własnym bucie. To wewnętrznie sprzeczne. Poza tym, czemu ja tak przeklinam? Czemu jestem tak wulgarny, nie zaś subtelny i delikatny, jak zawsze?”

“A mówiłem, nie jedz!”, zachichotał robal i zaczął wiercić się niespokojnie. “Ale nie martw się, to nie potrwa już długo”.

– Jak to nie potrwa? – zdziwił się Pierwiosnek i w tej samej chwili przemożna siła uniosła go wysoko, razem z butem. Antoni poczuł zapach przedpokoju swojego mieszkania, potem wyraźnie kwiatowy aromat nowej wody kolońskiej, którą jeszcze poprzedniego poranka wklepał w świeżo ogoloną twarz. – Co ty mówisz?

– No, gówienko, płyń po morzach i oceanach. – powiedział Antoni-człowiek, a następnie odkręcił strumień wody. Antoni-kupa przywarł mocno do podeszwy, zdecydowany wytrwać tak długo, jak starczy mu sił. I starczyło.

– Ale przywarło, muszę wyskrobać – powiedział z uznaniem wielki Pierwiosnek-mężczyzna, otwierając scyzoryk – Co musiał kundel zeżreć, że mu z dupy taki klej wyszedł?

Antoni-kupa pojął istotę swej żałosnej historii w chwili, gdy Antoni-człowiek wbijał w niego ostrze.

– Oddawaj moje ciało, złodzieju! – krzyknął, mimo braku ust. Wyraźnie usłyszał te słowa, ostatnie w tym świecie.

Potem znikł.

h

Dodaj komentarz