polskie centrum bizarro

„Złota rybka ma dosyć” by Brożek & Sala

In Opowiadania on 22 marca, 2013 at 6:00 am

niedobreliterkitxtW swojej paskudnej niegodziwości, Jego Okropność Paskud przygotował dla Was dzisiaj szalone opko popełnione przez dwójkę znanych nam już autorów. Złota rybka ma dosyć to rzecz, za którą odpowiedzialność solidarnie biorą Aleksandra Brożek i Rafał Sala.

Co do paskudnego dyskursu wnosi dzisiejszy tekst? A może: co wpływa z niego, bowiem jak na rybne tematy przystało, sucho nie będzie. I w zasadzie na tej enigmatycznej zapowiedzi możemy poprzestać, sugerując Wam zarazem zapoznanie się z opowiadaniem. Lania wody z pewnością nie będzie…

Miłego czytania i przyjemnej konsumpcji!

Złota rybka ma dosyć

1

– Łoosiem hoteli i dwa domki – wybełkotał Piotrek, wchodząc do pokoju i omal nie zderzając się z lodówką.

Całonocna gra w Monopol wykończyła go niemiłosiernie. Mimo geniuszu przyszłego ekonomisty stracił wszelkie nieruchomości i poniósł sromotną klęskę.

– A to co takiego? – mruknął pod nosem, zatrzaskując za sobą drzwi.

Na biurku należącym do współlokatora, Łukasza, stało niewielkie akwarium. Piotrek, który opierał się teraz o ścianę w przeciwległym kącie pokoju, nie widział dokładnie, jakie zwierzę nabył jego kolega, jednak zdecydowanie nie był kontent. Łukasz zatruwał mu życie, sprowadzając do pokoju coraz to nowych pupili. Zaczęło się od chomika, który tuptał w karuzelce przez całą noc, nie pozwalając mu zmrużyć oka. Kiedy, ku radości Piotrka, bestia po miesiącu zdechła, jej miejsce zajęła świnka morska. Ta zostawiała na dywanie czarne, podłużne bobki, jako że Łukasz wypuszczał ją z akwarium, twierdząc, że „zwierzę też człowiek i musi pobiegać”. Jak to bywa z trzymanymi przez mieszkańców akademika zwierzątkami, świnka prędko znikła w niewyjaśnionych okolicznościach. Piotrek żywił nadzieję, że trafiła do gara jednego z wiecznie głodnych studenciaków. Nie cieszył się długo. Wkrótce pojawiło się kolejne zwierzątko. Wielka, tłusta pijawka. No ale przynajmniej było cicho, bo „robal” ograniczył się do „siedzenia” w słoiku i niegapienia. Mimo wszystko Piotrka zaczęły nawiedzać koszmary o czarnym oślizgłym cielsku przysysającym mu się do szyi. Dlatego kilka dni później po prostu wyrzucił słoik wraz z zawartością do śmietnika nieopodal budynku.

A dziś do pokoju sto jeden zawitał kolejny mieszkaniec. Czkając, Piotrek powoli podszedł do biurka. Kiedy zobaczył, że czający się w akwarium potwór, to tylko rybka, na dodatek jedna rybka, odetchnął z ulgą. Ba, poczuł nawet przypływ sympatii. Żałował, co prawda, że rybka nie jest złotą rybką, a najzwyczajniejszym w świecie skalarem w czarno– białe paski, ale, przypomniawszy sobie welonkę, która niegdyś opływała roślinkę w akwarium wujka Władka, postanowił przełamać pierwsze lody i zabrał się za karmienie.

– Ma tu, malutka, ma – powiedział, rzucając na powierzchnię wody coraz to nowe okruszki bułki.

Skalar (a może i skalarka, bo kobiety zazwyczaj są wredne) zignorował dryfujące kawałki jedzenia.

– No, jedz, do cholery – Piotrek zirytował się nieco.

Niestety rybka najwyraźniej nie była głodna albo też nie gustowała w czerstwym pieczywie.

– Jedz, głupia! – chłopak wkurzył się nie na żarty i włożył dwa palce do wody. Na powierzchni pojawiły się drobne falki, a skalar zaczął pływać nieco szybciej, przezornie trzymając się z daleka od intruza.

– Głupia płotka – stęknął Piotrek i zanurzył w wodzie całe przedramię. Rozpętał się istny Armagedon. Chłopak mieszał dłonią w wodzie, usiłując chwycić skalara, ten jednak wyślizgiwał się sprytnie.

– Aha! – Piotrek wyjął rękę z akwarium, widząc leżący nieopodal przedmiot. Podbierak. Tego mu było potrzeba!

Tym razem poszło łatwo. Zdezorientowana ryba prawie od razu wpłynęła do siatki. Zadowolony Piotrek już miał wyciągnąć podbierak z wody z mocnym postanowieniem dania nauczki upartemu zwierzęciu, kiedy poczuł potworny ból. Jakby przeszył go prąd elektryczny o dużym napięciu. A potem zrobiło się ciemno.

2

Obudził się z tą banalną myślą, która ostatnio nawiedzała go nader często. Czy ja wczoraj piłem?. Ból głowy i zdrętwiałe kończyny wskazywały, że to bardzo możliwe. Ot, jeden browar za dużo albo ogórek kiszony, który niechybnie przykleił się do ścianki żołądka
i nie chce się od niej odczepić. Naraz wróciły wspomnienia.

Podniósł się na łokciach i rozejrzał. Brak rybki w akwarium od razu rzucił się w oczy. Obok Piotrka leżał podbierak, którym zamierzał wcześniej wyłowić przeklętego skalara. Nigdzie jednak nie było ani śladu sprawcy całego zamieszania.

– Chuj z nim – burknął.

Usiłował wstać, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Tak jakby ktoś przykleił Piotrka do podłogi przy pomocy Super Glue. W końcu udało mu się nawet unieść tyłek, ale tylko na chwilę. Potem ręce osłabły, a chłopak klapnął zrezygnowany na zimne płytki.

– Fajnie, co? – rozległ się skrzekliwy głos.

Nie odpowiedział, lecz w popłochu zaczął rozglądać się za czymś do obrony. Od razu pomyślał, że to może włamanie, a fakt, że leży na ziemi, zawdzięcza uderzeniu tępym narzędziem w tył głowy. Przynajmniej tak zawsze mówili w wiadomościach.

– Z durszlakiem na mnie… – Piotrek nie wiedział, czy ma omamy słuchowe, czy może co innego, ale głos wyraźnie dobiegał z jego spodni.

– Jest tam kto? – zapytał głupio, wiedząc wszakże o jednym tylko mieszkańcu gaci, który nie miał przecież w zwyczaju mówić.

Nie słysząc odpowiedzi, sięgnął do rozporka, ale odruchowo cofnął rękę. Co będzie, jak ktoś mnie zobaczy?, pomyślał.

– Stary, weź tu wpuść powietrze! – zażyczył sobie mieszkaniec spodni.

Piotrek rozpiął suwak i ze zdziwieniem stwierdził, że w miejscu, gdzie zawszeprzebywał jego najlepszy przyjaciel, coś się rusza. Pod materiałem ewidentnie zagnieździł się nieproszony przybysz. Piotrek zsunął majtki i prawie natychmiast tego pożałował. Oto w miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdowało się to, co u mężczyzny między nogami znajdować się powinno, tkwił rybi tułów. Czarne i białe paski zdobiące oślizłeciałko wcale nie wyglądały szczególnie pięknie. Wyłupiaste oczy umieszone po bokach głowy bacznie obserwowały każdy ruch mężczyzny.

– Kurwa, co to ma być?! – Najchętniej wyrwałby małego rybiego gnoja, ale, jak zauważył, ten ulokował się na jego penisie.

– Sanepid. – Skalar zaśmiał się z własnego dowcipu. – Ciesz się, że nie wlazłem ci z drugiej strony.

Natychmiast wyłaź! – Piotrek na przemian czerwieniał i bladł, a po chwili chwycił podbierak. – Bo sam cię wywalę!

– Spokojnie, młody. – Skalar wydawał się nad wyraz opanowany. – Chyba, że wizja życia bez ptaka ci odpowiada, to wal śmiało.

Ręka z durszlakiem zamarła na krótką chwilę, a potem opadła bezsilnie.

– Tak lepiej, o czym to ja… – zawahał się Skalar. – A właśnie. Niniejszym informuję, że od tej chwili jesteśmy z sobą związani.

– Chcę odzyskać…

– Odzyskasz. Ale po kolei. Oddam ci władzę w nogach…

– I penisa! – zażądał Piotrek.

– Tak, jego też, ale musisz spełnić moje trzy życzenia.

Nigdy wcześniej nie słyszał większej bzdury. W końcu to rybki spełniają życzenia. I to złote rybki!

– Co to za życzenia? – zapytał podejrzliwie.

– Zgadzasz się?

– Najpierw… – ale nim zdążył odpowiedzieć, poczuł swędzenie w okolicy krocza
i zobaczył, jak rybka odczepia się od jego ciała, a potem, odbiwszy się przy pomocy ogona, wzlatuje w powietrze.

– Powiedz „aaaa” – dosłyszał jeszcze Piotrek, a potem stało się.

W zasadzie sam sobie zaszkodził. Rozdziawiając ze zdziwienia usta, otworzył rybie drogę do własnego gardła. Ta wpadła tam podobnie jak już niejeden raz inne gatunki ryb, tyle że nie została pogryziona. Piotrek spojrzał jeszcze na krocze, gdzie niestety nie odnalazł swojego ulubionego i jakże potrzebnego Wacka.

Nie bój nic młody, zahuczało mu w głowie.

To ty?!

Ja, a niby kto? Wacek? A teraz przypomnę ci o naszej umowie. Trzy życzenia.

3

Uwolnić orkę!

No skąd ja ci orkę wezmę? – powiedział, choć nie do końca był pewien, czy rybka zamieszkująca jego ciało usłyszy.

To już nie mój problem, odezwał się skalar w myślach.

Ile mam czasu na wszystko?

Podejrzewał, że nawet rok mu nie wystarczy.

Dokładnie dwadzieścia cztery godziny od tej chwili, inaczej nasza umowa jest nieaktualna.

Tylko tyle? – Rozprostował nogi, w których powoli odzyskiwał czucie.

To widzimy się za dobę.

Poczekaj…

Postaraj się, bo wiesz, co możesz stracić.

Piotrek poczuł, że skalar odszedł. Na pewno niezbyt daleko, ale musiał się gdzieś schować lub zasnąć. Od tej chwili chłopak został sam. Co gorsza, jak zauważył, penis nie wrócił na miejsce.

– To browara sobie chyba darujemy – burknął, podnosząc się z podłogi.

Myślenie w sytuacji takiej jak ta przychodziło z trudnością. Najpierw miał ochotę zgłosić się na policję lub choćby do szpitala, ale przemyślał wszystko dokładnie
i przypomniał sobie historię wujka Władka. Tenże opowiadał o małych stworkach biegających po polach ziemniaków. W psychiatryku nie było mu pewnie źle, ale Piotrek nie chciał się o tym przekonywać na własnej skórze. Wyciągnął z szuflady notes i wśród bazgrołów odnalazł numer do kuzynki, która, jak mu się zdawało, kiedyś pracowała w oceanarium.

Założył kurtkę i wyszedł z mieszkania. Jeszcze do niedawna posiadał telefon komórkowy, ale na wczorajszej imprezie łowił go w muszli klozetowej, a ten, przez co nawet po wyschnięciu, nie nadawał się do użytku. Budka telefoniczna nie była daleko. Przebiegł przez pasy i idąc prawie pustą ulicą dotarł do knajpy „Morska bryza”. Dobrze znał właściciela, więc od razu zapytał, czy może zadzwonić. Telefon znajdował się na zapleczu, ale gwar z sali i tak przeszkadzał w rozmowie.

– Hania? – zapytał, gdy coś trzasnęło w słuchawce.

– Kto mówi? – odpowiedziała pytaniem kobieta.

– Piotrek, kuzyn twój. Pamiętasz? – Usłyszał mruknięcie. – No… bo jest sprawa do ciebie.

– Jeśli chcesz pieniędzy…

– Nie, nie – zaprzeczył szybko, choć kasa by się przecież przydała. – Nadal pracujesz w tym oceanarium?

– Tak.

– Super. – Uśmiechnął się. – Macie orki?

– Że, co?

– Orki, takie czarno-białe delfiny.

– Nie.

– To może chociaż delfiny? – próbował dalej.

– Nie mamy.

– Ani jednego? – Nie wyglądało to dobrze.

– A mogę spytać…

– Co to za oceanarium?

– Jesiotry mamy.

Zaklął i rozłączył się. Cały obmyślony naprędce plan diabli wzięli. Wyszedł z lokalu
i powlókł się na miasto. Musiał sobie wszystko poukładać w głowie, a w mieszkaniu nie czekało na niego nic, co by w tym pomogło.

To jestem w dupie – powtarzał pod nosem, bezmyślnie czytając szyldy nad sklepami. Naraz jeden z nich zwrócił jego uwagę: „Targ rybny”. Niewiele myśląc, nacisnął klamkę.

Choć nie był to sezon świąteczny, nieopodal kasy znajdował się basen, w którym pływały spore karpie. Od razu podszedł do sprzedawcy.

– Dziesięć – powiedział, wskazując na zbiornik.

– Słucham? – spytał sprzedawca.

– Dziesięć, tylko takich dupnych. Do wora z wodą, żywe mają być.

Handlarz zaczął wyławiać ryby i pakować je do napełnionych wodą worków. Zmieściły się do trzech.

– Sto osiem… – rozpoczął, a wtedy Piotrek zdał sobie sprawę, że nawet na jednego karpika go nie stać było.

Nie namyślając się długo, porwał jeden z worków i uciekł. Zdziwiony sprzedawca nie od razu ruszył za złodziejem. Piotrek miał jednakże sporą motywację i nie zatrzymał się, dopóki nie minął kilku przecznic. Po dotarciu do parku pozwolił sobie na złapanie oddechu. Karpie okazały się bardzo ciężkie, więc chłopak liczył, że skalar nie będzie robił trudności w zaliczeniu zadania.

Staw wypełniała mętna woda. Z tego, co Piotrek pamiętał, wigilijny karp pachniał mułem, więc takiemu uwolnionemu powinno być tu całkiem dobrze. Zanim wypuścił ryby na wolność, wolał się upewnić, że narwany skalar go słyszy.

– Te, skalar – powiedział.

Masz?

– Sam popatrz – uniósł worek z karpiami.

Co mi jakieś śledzie pokazujesz?

– Jak się nie podoba, to sam sobie szukaj! – Piotrek czuł, że musi być twardy. – Orki u nas nie uświadczysz, a i te karpie zdobyłem z wielkim trudem. Mogę zapomnieć o wychodzeniu z domu bez kominiarki.

Niech będzie. Ale jeszcze jeden taki numer, a twoim jedynym marzeniem będzie cewnik.

No, skoro doszliśmy do porozumienia, to miałbym prośbę.

No?

– Odlałbym się.

Rybka, wykazując się dobrodusznością, zwróciła na chwilę narzędzie do oddawania moczu i zamilkła. Lecz Piotrek wiedział, że wkrótce wróci. Ze skalarami nie ma przebacz, pomyślał, oddając mocz do stawu, w którym chwilę wcześniej pojawiło się trzech nowych mieszkańców.

4

– Nawet nie wiesz, jak to jest – westchnął, zapinając rozporek.

Jeszcze dwa zadania i będziesz wolny

Nie rozumiem, dlaczego mnie tak męczysz.

Bo mam dość. Słuchaj uważnie. Drugie życzenie jest w pewnym sensie w twoim interesie.

– Jak będziesz chciała uwolnić jakiegoś wieloryba, to raczej sobie daruj.

Wizy, młody.

– Co, wizy? – zapytał coraz bardziej zmęczony tą sytuacją.

Masz przekonać Obamę do zniesienia wiz dla Polaków. Proste, prawda?

Skalar, posłuchaj teraz ty mnie… – zaczął nieźle już zeźlony.

Masz dwa dni kolego. Prześpij się, odpocznij i działaj.

Znowu mi to robisz! – Piotrek zamachał rękami, jakby chciał pobić siebie samego.

Czas, start.

Kolejny raz został sam, na dodatek z zadaniem o wiele trudniejszym od poprzedniego. Spojrzał na staw, w którego głębinach schowały się trzy wolne karpie. Z przyjemnością zamieniłby się z jednym z nich. Nawet angielskiego nie znam, pomyślał, idąc dróżką przez park. Dopiero gdy potrącił go rozpędzony rowerzysta, z którym razem upadli w stertę liści, uświadomił sobie, że była to ścieżka rowerowa.

– Jak, kurwa, jeździsz!? – Piotrek doskoczył do ubranego w kombinezon rowerzysty.

– Ja nie ciał – odpowiedział czarnoskóry chłopak, zdejmując kask. – Przepraszam, tak szybko jechać…

– Właśnie, właśnie – rzekł, podając rowerzyście dłoń i stawiając go na nogi. – Nie można tak szybko jeździć.

– Tu dla rower droga – zaczął się tłumaczyć. – Myślałem, że dla ludzi inna. Mam nadzieję, że nic krzywdy nie stało. Może jakoś pomóc?

Piotrek uśmiechnął się w duchu. Szczęście mu sprzyjało i nawet tysiąc rozwalonych łokci było wartych takiego spotkania.

Godzinę później obaj znaleźli się w mieszkaniu czarnoskórego studenta. Chłopak okazał się bardzo zmartwiony wypadkiem, do którego, wedle słów Piotrka, doprowadził.

– Wiesz, Simon, to taki filmik dla jaj – tłumaczył. – Rozumiesz?

– Ale ja nawet nie byłem w Ameryka.

– To bez znaczenia – stwierdził, podejrzewając, że skalar też nie był. – Zakładaj sweter i czytaj.

Student niechętnie przystąpił do wykonywania powierzonego mu zadania, a Piotrek jeszcze raz sprawdził, czy wszystko wygląda, jak należy. Flaga rozwieszona za plecami Simona prezentowała się tak wspaniale, że nawet sam Obama byłby zadowolony. Pięknie, musi się udać.

Godzinę przed upływem terminu Piotrek obudził się i upewniwszy się, że współlokatora nie ma w mieszkaniu, włączył jego komputer. Dupek myśli, że nie znam hasła. Od razu wszedł na youtube i odnalazł filmik, który wrzucili razem z Simonem. Nie zawracał sobie głowy oglądaniem go po raz kolejny. Zdziwił się trochę liczbą wejść, która przekraczała kilkadziesiąt tysięcy. Nie czas teraz na to.

– Jesteś? – szepnął. – Skalar?

Podrap się za uchem, bo akurat tam siedzę.

Zrobił, co ryba kazała.

– Gotowy na największe wydarzenie od czasu lądowania człowieka na Księżycu? – zapytał, starając się ukryć zdenerwowanie.

No dawaj, co masz.

– A może wcześniej… – skrzyżował nogi znacząco.

Tylko szybko.

Wysikał się, a potem rozsiadł wygodnie na krześle. Włączył film. Przez dobre dziesięć minut na ekranie monitora widzieli postać ubraną w za duży garnitur i biało-czerwony krawat. Czarnoskóry mężczyzna opowiadał o przyjaźni i odwadze narodu polskiego. Posługiwał się przy tym językiem tychże zaprzyjaźnionych i odważnych.

…każda Amerykanin, musi znać polski języki i od dziś wprowadzam go w śkole i przedśkola… – tłumaczył Barack Obama, spoglądając zdumionymi oczami na pomięte kartki przemówienia.

Piotrek delektował się każdym słowem. Na początku planował, że poprosi kogoś o tłumaczenie przemówienia, ale potem zrezygnował. Rybka musiała to łyknąć, przecież haczyk nie był jej obcy. Złapie się na to.

…tyle? – zapytał Obama i filmik się skończył.

Zadowolona? – Piotrek nie mógł się nadziwić, że poszło tak łatwo. – A teraz szybciutko trzecie życzenie i rozstajemy się.

Powoli młody. Czy ty aby mnie kurwa nie nabijasz w puszkę z olejem?

Chciałaś Obamy, to masz, nie wybrzydzaj.

Powiedzmy, że ci wierzę. Tylko jedno mnie zastanawia.

No?

Dlaczego tam w tle przechadza się dziewczyna w podkoszulku z napisem „Na co ja pacze? – Jarek Kaczyński”?

Piotrek przełknął nerwowo ślinę. Jakoś wcześniej nie zauważył, by dziewczyna Simona znalazła się w kadrze, teraz nie był już tego taki pewien.

Teraz tak sobie myślę, że nawet jakby wszystkie rybki i dżiny świata zebrały się do kupy, to nie udałoby się im tego załatwić.

– Zaliczone? – Nadzieja w głosie nie była wielka.

Udało ci się, bo mam dobry dzień.

Odetchnął z ulgą, lecz w głowie zaraz pojawiła się wizja trzeciego zadania. Jak na razie udawało się, ale czy teraz będzie podobnie?

Teraz coś z innej beczki. Śląsk i Zagłębie. Mówi ci to coś?

Powinno?

Powiem tyle, że jedni drugich nie lubią.

Mam sprawić, żeby się wyzabijali? – przeraził się.

Na odwrót. Mają się pogodzić.

Przypomniał sobie film „Negocjator”i nie uśmiechała mu się ta rola. Ten, kto jest pośrodku, zawsze obrywa z obu stron.

Masz sześć godzin, młody. Tylko bez numerów.

Chciał jeszcze prosić o możliwość skorzystania z toalety, ale rybka zniknęła.

5

Piotrek niekoniecznie był dobrej myśli. Do trzech razy sztuka, chodziło mu po głowie. Przez godzinę chodził po pokoju i jedyne, co wpadło mu do głowy, to zadzwonić do TVNu i opowiedzieć o całym tym diabelstwie, które go spotkało. Ale czy to pomoże?

Wtedy właśnie wrócił Łukasz, który już wcześniej obraził się na Piotrka za kradzież rybki. Olśnienie przyszło w momencie, gdy Łukasz szperał w lodówce, usiłując odkleić od talerza plasterek starego sera. On jest Ślązakiem, kurwa! Nie od razu Rzym spalono.

– Te, Łukasz – zaczął. – Widziałem się z Gochą.

– No i?

– Gadaliśmy trochę.

– Fajnie – mruknął chłopak, upuszczając ser.

– Tęskni za tobą chyba.

– Taaa…

Piotrek wziął kurtkę i wyszedł. Nie chciał przedobrzyć i wolał spotkać się z drugą stroną, to znaczy z Gośką. Znalazł ją tam, gdzie zawsze. Na szczęście dziś pracowała w malutkim sklepiku z ciuchami. Może nie była bardzo ładna, ale za to sympatyczna jak mało kto. Nawet Piotrek polubił ją, gdy była jeszcze z Łukaszem. Któregoś razu, gdy siedzieli razem w knajpie, z zapałem tłumaczyli mu, że Katowice to nie Śląsk, a Zagłębiacy to nie Ślązacy. Podszedł do niej i od razu przeszedł do sedna sprawy.

– Hej, co tam? Łukasz chyba chce się z tobą spotkać.

Gocha nerwowo zaczęła przeglądać ciuchy wiszące na wieszakach.

– Cześć – powiedziała. – Wiesz, teraz nie mam za bardzo czasu, żeby gadać. No wiesz, klienci i takie tam.

– No to może później będzie okazja – bąknął i jakby nigdy nic, wyszedł.

Na ulicy zatrzymał się na chwilę i zastanawiając się, czy jego kunsztowny plan ma szansę powodzenia, zobaczył, że Gocha sięga po telefon. Ma się to wyczucie.

6

– Słuchaj, ja wychodzę – powiedział Łukasz po godzinie siedzenia w łazience.

Mam nadzieję, że do niej.

– Spoko, ja sobie telewizję obejrzę. – skłamał Piotrek.

– Daruj sobie lepiej.

– Czemu?

– Jakaś afera jest i na każdym kanale leci to samo – powiedział. – To znaczy gówno.

Wyszedł, nim Piotrek zdążył o cokolwiek spytać. Nie miał zresztą czasu na oglądanie wiadomości, bo najważniejsze było, żeby Łukasz z Gochą się pogodzili.

Piotrek odczekał minutę i wyszedł za kolegą. Nie widział go, ale domyślał się, że ten poszedł do sklepu, w którym pracowała jego była dziewczyna. Akurat za dziesięć minut miała kończyć pracę, więc jeśli wszystko szło tak, jak iść miało, właśnie tam zmierzał.

Zdziwiło go, że ulica jest pusta. I nie to, że ruch był mniejszy, zwyczajnie ruchu żadnego nie było. Nie zobaczył ani jednego samochodu, a ludzie, których mijał, przemykali prawie w biegu.

Co tu się porobiło? Zaraz miał się o tym przekonać, bo w oddali dostrzegł Łukasza i Gochę którzy trzymając się za ręce biegli w jego stronę. A jednak się udało. Ucieszył się.

– Coś ty narobił?! – Łukasz prawie na niego wpadł.

– Co ja narobił?

– Szukają cię, Piotrek – zaszlochała Gośka, tuląc się do swojego byłego, a teraz już pewnie obecnego chłopaka.

– Jeszcze nie wiem, ale pewnie się dowiem. – Wyminął ich i ruszył ulicą.

Naraz rozległ się głos z megafonu.

– Nie ruszaj się! Jesteś aresztowany.

Nagle rozbłysły światła radiowozów ukrytych w rozmaitych miejscach. Z krzaków, sklepów i mieszkań wyłonili się policjanci.

– Skalar, skalar mamy problem – szepnął.

Zadanie wykonane?, jakby nigdy nic zapytała rybka.

– Chyba nawet za bardzo wykonane. – Piotrek przełknął ślinę.

Oni po ciebie? Co zrobiłeś?

Chyba, ja… – Piotrek usiłował przeanalizować fakty. – Chyba myślą, że porwałem prezydenta Stanów Zjednoczonych.

No to pięknie wpadłeś, bracie…

7

Piotrek przewrócił się na drugi bok. Nawet po tak męczącym dniu nie mógł zasnąć. W mieszkaniu nadal pachniało skalarem, który przeniósł się na południe, bo stwierdził, że dość ma tej zimnej Polski. Łukasz z Gośką gdzieś wyszli, więc Piotrek został sam. Miał dość wrażeń. Dopiero po odzyskaniu wolności dowiedział się, że w czasie, gdy on nagrywał Simona, cała Ameryka szukała swojego prezydenta, który zaginął podczas nurkowania na Kajmanach. I nawet gdy ten kilkanaście godzin później szczęśliwie się znalazł po drugiej stronie rafy, kilkudziesięciu aresztowanych w międzyczasie podejrzanych nieprędko miało odzyskać wolność. Zwłaszcza, że przy okazji wyszły na jaw inne ich sprawki.

Włączył komputer i z nudów jeszcze raz obejrzał odpowiedź na jego filmik na youtube. Kto by pomyślał, że zwykły skalar ma znajomości w Białym Domu. Nie zdążyli go nawet przesłuchać, a już był wolny. Ponoć welonka Baracka wykręciła swojemu panu ten sam numer, co Piotrkowi czarno-biały cwaniak z akwarium. A wszystko w imię starej miłości do skalara. Piotrek przewinął do ulubionego fragmentu. Barack Obama w samej piżamie wrzeszczał na cały głos.

– Freedom for Peter! Freedom for Peter!

Piotrek uśmiechnął się i poszedł do łazienki. Nigdy nie przypuszczał, że stanie się gwiazdą takiej afery. Międzynarodowej afery. I że już jako światowej sławy postać będzie uważał, że najprzyjemniejszą rzeczą, jaka może go spotkać, jest możliwość oddania moczu. Życie jest jak otwarta księga, pomyślał i, nie opuszczając deski klozetowej, powlókł się do łóżka.

Dodaj komentarz